wtorek, 26 lutego 2013

sto liczb

filip też próbuje rozkręcić biznes...
f.: mama, a może za parę groszy dam ci lekcje excela?
mamon: excela? filip, a po co mi excel??
f.: no, będziesz mogła w sekundę dodać sobie sto liczb!

niedziela, 24 lutego 2013

apaszka z bażantem

nie wiem, o której poszłam wczoraj spać. bo jak już przewaliłam wszystkie bety, zaczęłam prasowanie. a prasowanie takiej ilości ubrań to istna rzeź. długo jednak nie cierpiałam, bo za chwilę pierdyknęło mi żelazko. kto by pomyślał, że jak już popsuje się mamonowi w domu wszystko na literę "b" (bojler, blender), przyjdzie czas na literę "ż". ot, niespodzianka.
dziś na babim po odliczeniu kosztów zarobiłam z trzydzieści złotych. miałam nic nie kupować, ale niestety kupiłam apaszkę z bażantem. za piątaka. teraz szukam w necie taniego żelazka...

a to już sobotnia sesja. moje pierwsze w życiu drożdżowe. panie, panowie: warkocz!



sobota, 23 lutego 2013

babi targ

zachciało mi się babiego targu, no to teraz mam. wielką kupę ciuchów do przewalenia. dobry boże! a skąd się tyle tego wzięło, skoro przecież wciąż chodzę w tym samym i codziennie rano nie mam się w co ubrać?! jak to wszystko ogarnąć, jak spakować do niebieskiej walizki, jak wywieźć z domu?? no nie da się.

dzisiejszy backstage (jak ogarnę ten ciucholand, to wrzucę całą sesję warkocza, ale trochę pewnie mi zejdzie. nie wiem nawet, czy zdążę do jutrzejszej imprezy)...



kot jeden

dwa piwa, dwa papierosy i grzecznie wróciłam przed północą. chyba się starzeję. w nagrodę jutro głowa nie będzie bolała. ba, może nawet wstanę sobie o dziewiątej i upiekę cynamonowy warkocz!
a póki co kończę wczorajszą tartę, bo zaraz ją skończy jankeski. kot jeden myśli, że pańcia nie widzi!!?



czwartek, 21 lutego 2013

przynieś mi ręcznik

miły niedzielny poranek. mamon jak gdyby nigdy nic smaży sobie jajecznicę na maśle. i nagle słyszy przerażający krzyk dochodzący z łazienki: mamoooo! (noż fuck, był sobie miły niedzielny poranek... albo ciepła woda się skończyła, albo znowu popsuł się bojler) mamoooo! przynieś mi ręcznik!!!!

a to już wspomnienie sobotniej tarty z mięsem mielonym, szpinakiem i mozarellą! yoł!



środa, 20 lutego 2013

onezym i żywila

mąż dorki jak już wrzuci posta na fejsie, to nie ma bata, musi być dobry. popłakałam się ze śmiechu.

przeczytane w gazecie: "pamiętajcie, by złożyć dziś życzenia galfrydowi, gliceriuszowi, gliceremu, onezymowi i żywili...". no ku..a, nie znam nawet kawałka człowieka noszącego którekolwiek z tych imion. jedynie moja maść do stóp nazywa się onezym czy jakoś podobnie. niestety pozostali moi znajomi mają prostackie, mało finezyjne imiona, więc chyba nie załapię się dziś na poczęstunek ciastem.
wyjątek z komentów:
x: nawet nie wiedziałam, że można mieć tak chu.owo na imię.
y: to są takie imiona, żeby matka mogła się zemścić na dziecku, jeśli np. rodziła je 3 dni.
z: ach! dzwonię do onezyma, dobrze, że mi przypomniałeś! 

wtorek, 19 lutego 2013

odwyk

mamon: boże, ale jestem dobra w tym oszczędzaniu! połowa lutego, a ja jeszcze żadnego ciucha sobie nie kupiłam:)
filip: no ja też nic nie kupiłem, bo zbieram na psp. a ty na co zbierasz?
mamon: ja? na rachunki...

mało tego, że nic nie kupuję, to jeszcze przemyślawszy zakupy nieprzemyślane, spontaniczne i "na hurra", parę rzeczy oddałam do sklepu (paula, spokojnie, TYCH butów nie!)... to oddawanie wystawia niestety moją wytrwałość na ciężką próbę. wciąż są przecież przeceny, mogę skręcić nie w tę sklepową alejkę, co trzeba, i akurat znaleźć coś, z czym po prostu będę musiała wyjść... ale wtedy wystarczy iść oddawać z a.
bo a. zadaje pytania typu: alina, wyjaśnij mi atrakcyjność tego, a całą wizytę w sklepie podsumowuje tak: jakbym kiedyś chciała bezsensownie wydać pieniądze, to już wiem, gdzie mam przyjść;)
tak, z a. w ogóle nie da się robić zakupów. jak z facetem:) przyjdę tu w marcu. sama!!



niedziela, 17 lutego 2013

interesuje mnie tylko jedzenie

dzisiejsze wyjście uświadomiło mi, jak wiele mogłam stracić w te wszystkie leniwe niedziele, które przeleżałam w łóżku... dzisiaj wstałam (nie mówię, że było lekko) i wyszłam. odwiedziłam między innymi italiarte w centrum bukowska, czyli jednodniową włoską restaurację. a tam spotkałam w. i poznałam pako - kucharza z iście włoską fantazją!

w.: prosiłem pako, żeby ubrał się jakoś może skromniej, ale on jest uparty. powiedział, że we włoszech tak się właśnie gotuje;)
ja: hehe, nawet nie zauważyłam tego fartuszka... to straszne, interesuje mnie tylko jedzenie...
w.: może to i lepiej:)
ja: no właśnie nie jestem pewna...;)


piątek, 15 lutego 2013

szaleństwo

tak, wiem, sama ogłosiłam luty miesiącem oszczędzania... ale są walentynki, to jest pierwsze wydanie bazaru w polsce, a lodów nie jadłam wieki. poza tym jest czternasty, a ja od pierwszego nie kupiłam sobie ani buta. no to teraz mam tak: gazetka, lody, a w dodatku tvp nadaje jeden z moich ulubionych filmów: była sobie dziewczyna. szaleństwo!!

a rano zapukała julka i przyniosła mi dwa cuda...



czwartek, 14 lutego 2013

walentynki

kolega: może byś wzięła udział w takiej szybkiej randce?
ja: w centrum handlowym? co tam za faceci przyjdą?
kolega: normalni, żeby wyrywać dupy.
ja: to może to powinno się nazywać "szybka dupa"?;)

wesołych walentynek:)


poniedziałek, 11 lutego 2013

czwarte soon

ja wiem, że wszyscy czekają pewnie teraz na galę viva najpiękniejsi albo na walentynki, a przecież to jest nic w porównaniu z czwartymi urodzinami bloga! wypadałoby upiec jakiś tort:)


niedziela, 10 lutego 2013

seryjny morderca

dostałam maila od brata ornitologa na dobry początek weekendu: twój mruczuś, czyli seryjny morderca. no to pięknie, śpię z seryjnym mordercą. a na dodatek moje dziecko zamienia się w szarego wilka. aż strach pomyśleć, kim mógłby być mój facet, gdyby był...

nie ma, że boli, czyli filip planuje niedzielę: babcia, jutro idziemy do kościoła!


delikatnienie

szalenie delikatny jestem na kacu.
to taki stan, kiedy byle reklama zmusza do płaczu...

judyta: ale nie słuchaj więcej tej piosenki "you and me", bo się bardziej zdołujesz.
ja: no właśnie słucham...

dzisiejsze delikatnienie nie zmienia faktu, że wczorajszy koncert był najlepszy. nawet jeśli powiedziałam za dużo i za dużo wypaliłam papierosów, a a. mało mnie nie pobiła;)


środa, 6 lutego 2013

chciałam coś powiedzieć

kolega robi mi wyrzut, że nie zawiozłam blendera do naprawy w sobotę...
ja: nie będę w sobotę nigdzie rano gnała, skoro w tygodniu codziennie gnam do pracy.
kolega: ale ty masz blisko, ja do pracy jadę godzinę.
ja: ale ty masz auto.
kolega: ale jeżdżę tramwajem.
ja: no wiem.
kolega: no to co to jest za argument?
ja: no bo... chciałam coś powiedzieć;)

zjedzcie jutro pączka!:)

poniedziałek, 4 lutego 2013

prześcieradła z gumką i ciastka ze snickersem

w trzeciej części perfekcyjnej pani domu przypomnę, jak prawidłowo składać prześcieradła z gumką - zapowiedziała pani rozenek z telewizora. ożeż w mordę. od dziesięciu lat używam tylko prześcieradeł z gumką. w życiu nie słyszałam, że jakoś specjalnie się je składa. w związku z czym prawdopodobnie składam je źle. taka ze mnie gospodyni.
całe szczęście, że jak się piecze, to w zasadzie się nie składa. przepis znalazłam tu i zmodyfikowawszy odrobinę, wyczarowałam ciastka ze snickersem.

potrzebujemy:
masło (175 g)
cukier trzcinowy (75 g)
mąkę (250 g)
mleko (1 łyżkę)
esencję waniliową (1 łyżeczkę)
sól (szczyptę)
2 snickersy

i do dzieła:
masło ucieramy, dodajemy cukier, sól, esencję i mleko. miksujemy do otrzymania jednolitej masy. dodajemy mąkę i dokładnie mieszamy. dodajemy pokrojone w drobną kostkę snickersy i mieszamy ponownie. ciasto dzielimy na dwie części. formujemy wałeczki o średnicy ok. 4 cm. zawijamy je w folię spożywczą i wkładamy do zamrażalnika na ok. 40 min. po wyciągnięciu kroimy w plasterki o grubości 6 mm. pieczemy 10-12 minut w 200 st. ciastka są przepyszne, były... nawet mała zosia wcinała ze smakiem:)



niedziela, 3 lutego 2013

ponura małpa

ewelina na fejsbuku komentuje mamonowego posta o perwersjach: a ja pamiętam takie nasze spanie w bardzo lichym namiocie w szklarskiej porębie na dzikim polu przy ponurej małpie. to były lata 90.:) do tego w nocy lał deszcz. i było wino...
mamon: hahaha, lichy namiot pół kraju zjechał ze mną. ale zabij mnie, ponurej małpy nie pamiętam!
(...)
esemes od agenta: a jednak, moja droga, starzejesz się. ja rozumiem. wszystko rozumiem. blender, wyprzedaże, lans w stolycy. ale zapomnieć ponurą małpę? to tam oddałem ci swój śpiwór, gdy spaliśmy na scenie po koncercie. a była temperatura typowo letnia, czyli 10 stopni, i lał deszcz. jutro nie wproszę się na tartę.
odpisuję: jutro będą ciastka u halinki. i nie zmuszaj mnie, żebym znowu cię cytowała, bo już i tak wszyscy mnie pytają, kim jest agent, węsząc romans!?;)

a jak już mamona wzięło na wspominki to o: morze (m.in. z rzeczonym), zielona góra (z czerwonymi włosami) i góry (z aciem!)...



niedziela totalna

prawie piąta, leżymy z jankeskim. niedziela totalna, czyli wstajemy tylko na siku i na jedzenie. ale zaraz wróci syn i powie, że ja mu nigdy nie pozwalam siedzieć w piżamie do siedemnastej... muszę wstać, żeby się ubrać i ratować rodzicielski autorytet. malowanie już sobie daruję. tego mi nie będzie wypominał. jest facetem, nawet nie zauważy.
aaa, zmyłam maskę z włosów. hipnotajzing to to nie jest. (mówiłam, że włosy mam uparte). może jutro. podobno jutro. jest jeszcze nadzieja.



zamiast iść w miacho

judytka: znalazłam bloga o pielęgnacji włosów wśród nominowanych do bloga roku 2012 i, co zabawne, wciągnęłam się.
ja: a czy ty wiesz, co ja mam teraz na głowie, przez co siedzę w domu, zamiast iść w miacho, gdy filip śpi u koleżanki??

i z tą skorupą z keratyny mogłam sobie co najwyżej wypić grejpfrutowego corneliusa z anią u nas na strychu. no ale jak się chce wyglądać pięknie i hipnotajzing, to trzeba poświęceń. byłam tego świadoma.



przepis na te pyszne ciasteczka już wkrótce na blogu:)


piątek, 1 lutego 2013

oh my goodness!

dostałam esemesa: ktoś myślał o tobie cały wczorajszy dzień i noc! karty pokazały imię tej osoby.