poniedziałek, 30 września 2013

szarawary

h.: alina, ale ty jesteś chuda.
ja: wow, dzięki h.! ale ty jesteś super:) tylko że ja mam kompleks grubych ud...
m.: aa, to dlatego ciągle nosisz te swoje szarawary?

szarawary. faceci ich nie znoszą, a kobiety wręcz przeciwnie: zatrzymują mnie na ulicy i pytają, gdzie takie świetne kupiłam:)

a.: jakoś nie miałam weny, więc poszłam w tych moich ulubionych portkach, tych wiesz...
j.: wiem, to są też moje ulubione portki:)
a.: najpierw nie zauważył, ale jak wstałam, to powiedział: "ale masz oryginalne spodnie"... i już było po randce;)

i jeszcze trochę barcelony...







czwartek, 26 września 2013

postawić komuś wódkę

kacper pisze: b. postawić komuś wódkę:)
byłam na blue jasmine. zdecydowanie postawić komuś wódkę. a już na pewno napić się. 

judyta: a jak tam twoje życie uczuciowe? nic ostatnio nie piszesz;)
ja: bo aktualnie nie mam żadnego życia uczuciowego.
judyta: a ja już myślałam, że chcesz coś przede mną zataić:) 
ja: przed tobą? nigdy! 

tak. jutro się napiję.
 

środa, 25 września 2013

wszyscy świętujemy

najzajebistszy mail ever, od sympatia.pl: międzynarodowy tydzień singli trwa w najlepsze! wszyscy świętujemy.
wtf? czy ja o czymś nie wiem, czy coś mnie właśnie omija?! czy z tej okazji powinnam: a. kupić sobie nowe buty, b. postawić komuś wódkę, czy też c. polecieć do budapesztu?
żeby nie trzymać was dłużej w niepewności, wybieram c i lecę do budapesztu:)
)


 


niedziela, 22 września 2013

rustykalna tarta z jabłkami

jak ja lubię, gdy pytacie o przepisy! porównania z nigellą to lekka przesada (choć nie ukrywam, że zawsze się wtedy rozmarzam i uśmiecham od ucha do ucha), tym bardziej że tak jak pani z mięsnego - specjalistką nie jestem;) i gdy chcę coś upiec, po prostu szukam tego w necie. inna rzecz, że wszystkie te przepisy zwykle przerabiam. albo celowo (na łatwiejsze), albo dlatego, że nie mam akurat potrzebnych składników (to mnie też odróżnia od boskiej pani lawson, która w spiżarni ma dosłownie wszystko).
przepis na szarlotkę, a właściwie tartę rustykalną z jabłkami (ale dla mnie każde ciasto z jabłkami to szarlotka), znalazłam na moich wypiekach.

rustykalna tarta z jabłkami
ciasto:
1 i 1/4 szklanki mąki (miałam tylko 3/4 szklanki mąki pszennej, więc dodałam też razowej)
pół kostki zimnego masła (pokrojonego na kawałeczki)
3 łyżki lodowatej wody
2 łyżki cukru (u mnie 3)
szczypta soli

ciasto szybko zagniatamy. formujemy z niego kulę, którą wkładamy do lodówki na godzinę.

nadzienie:
4 duże jabłka (u mnie 3)
6 łyżek cukru (jakoś tak sypnęłam na oko;))
cynamon (u mnie dużo)
2 łyżki roztopionego masła

jabłka obieramy, kroimy na plasterki. ja specjalnie nie przejmowałam się wielkością. ciasto po wyciągnięciu z lodówki wałkujemy, układamy w foremce. spód posypujemy połową mieszanki cukru z cynamonem, układamy jabłka (kawałek od krawędzi ciasta, żeby potem zawinąć brzegi do środka). jabłka polewamy roztopionym masłem i posypujemy resztą mieszanki cynamonu i cukru. brzegi ciasta zawijamy do środka. ciasto można posmarować rozbełtanym jajkiem i posypać cukrem. użyłam samego białka.
pieczemy ok. 40 minut w piekarniku nagrzanym do 200 stopni.
smacznego!
 
przed...

 i po...

sobota, 21 września 2013

nie jestem specjalistką

jeśli kompletnie nic się nie dzieje, poza tym że chorujemy, zawsze może mnie zaskoczyć mój ulubiony sklep leclerc, w którym pani z działu mięsnego nie wie, jakie mięso zmielić na dobrego hamburgera (ja niestety pani nie pomogę, bo nie jestem specjalistką), i gdzie człowiek nie może znaleźć ryżu. no bo, jacieżpierdzielę, poprzestawiali wszystko.
na szczęście warzywa były w warzywach. wzięłam trochę pomidorów, kilogram śliwek i cztery jabłka. popatrzcie tylko, jak to się wszystko skończyło. ktoś powinien zabrać mi piekarnik... i jeszcze jankeski biegał po kuchni ze śliwką.

q.: jak zdrowie? mam nadzieję, że lepiej.
ja: no nie za bardzo. trochę to moja wina. miałam leżeć, a znowu suszę pomidory. przy okazji machnęłam szarlotkę, zmieliłam mięso, a mam jeszcze śliwki do przesmażenia. jestem nienormalna;)






środa, 18 września 2013

orbitek

wrzuciłam na fejsbuka info, że oddam bilety. poznań - warszawa, warszawa - poznań. zmieniły mi się plany.
mail od magdy: u nas w wojsku mówią, że jak ktoś rozdaje swoje rzeczy osobiste, to trzeba się zapytać, czy wszystko ok. co z tobą i tymi biletami do wawy? no i tym smutnym postem o płakaniu?
jestem tylko trochę chora... ale cholernie to miłe, jak ktoś tak czasem zapyta!

dostałam też maila od allegro: alino, orbitek wciąż na ciebie czeka!
temu, że allegro wie, jak mam na imię, już się nie dziwię, ale co to jest kurna orbitek?!

barcelona ciąg dalszy

 







 

wtorek, 17 września 2013

nie płacz maleńka

nie płacz maleńka, nie płacz, nie. życie jest takie, jakie jest... czyli wesele kuzyna szczypiornisty młodszego, na którym zjadłam schabowego, brat ornitolog kazał mi fotografować drobiowe galaretki, bratowa podskakiwać, pozując z młodymi, a kuzyn szczypiornista starszy wypił sok z żywą ćmą. a najlepsze, że nikt mu za to nie zapłacił;)

poniedziałek w pracy.
e.: jak tam na weselu? złapałaś welon?
ja: welon? ja już w tej konkurencji nie uczestniczę;) 






poniedziałek, 16 września 2013

dawne czasy

mamon: musimy kupić cioci kartkę, bo siedemnastego września ma urodziny.
filip: siedemnastego września? wow. (już sobie myślę, że syn pilnie uczył się historii...) siedemnastego września będzie premiera gry GTA V!

filip na skypie z jaśkiem. rozmawiają o ali, siostrze jaśka. filip: a pamiętam, jak chciała cię zjeść:) dawne czasy...

filip opowiada jaśkowi, co słychać w szkole: mamy czterech nauczycieli od angielskiego. wyobrażasz to sobie?


niedziela, 15 września 2013

post piątkowy niepublikowany z powodu uśnięcia

ususzyłam swoje pierwsze pomidory. złoty sześćdziesiąt za kilogram. usmażyłam powidła śliwkowe z czekoladą. trzy złote za śliwki, cztery za czekoladę. od niechcenia przymierzyłam sukienkę. nie pytajcie ile... było zimno i zmarzły mi plecy. wypisałam kartkę dla nowożeńców. wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia... obejrzałam dług. w międzyczasie z pięćset razy pomyślałam, że jesień jest chu..owa. poza tymi zaprawami. zaprawy trzymają mnie przy życiu.



środa, 11 września 2013

profilaktycznie

w pracy. Ja w kiecce.
koleżanka: ale ładna sukienka! masz jakieś rendez-vous dzisiaj?
ja: niestety nie.
kolega: profilaktycznie;) nie znasz dnia ani godziny!

gdybym miała się stroić tylko na randki, większość czasu spędziłabym w dresie...


poniedziałek, 9 września 2013

kraszkebab

nowy kukbuk dziewiętnaście złotych. smutek. wiem, wiem, kukbuk to nie chwila dla ciebie z tanimi przepisami. ale żeby choćby i szanowany magazyn kulinarny kosztował tyle prawie co książka (kupiłam właśnie ładnie wydanego gordona ramsaya za dwadzieścia sześć złotych!)... wszystko, co polubię, albo się kończy, albo odchodzi, albo drożeje. nie wiem, jak przedłużyć, jak zatrzymać, jak zarobić więcej.
dobrze, że od czasu do czasu odkrywam miejsca (dzięki anja!), gdzie jedzenie jest pyszne, obsługa doskonała, a cena nie zwala z nóg. proszę państwa: kraszkebab na jeżycach. mamon poleca. zwłaszcza na ostro - wyśmienity tam dają sos!
w ramach oszczędzania na kukbuka i na przekór starbucksom i empikom w piękną niedzielę wypiłyśmy z a. kawę z małpki w parku przy starym bro. kawa z małpki dwa pięćdziesiąt. wow!

miałam jechać po sukienkę. ale jesień taka, że nigdzie nie pojechałam. zrobiłam gorącą czekoladę z malinami i słuchałam miasta manii. w związku z czym prawdopodobieństwo, że na wesele kuzyna szczypiornisty młodszego pójdę w starej kiecce, się zwiększa... nie dość, że sama, gruba, to jeszcze źle ubrana. fucking shit. gdyby nie to, że tak lubię kuzyna, nie wygłupiałabym się nawet...  








czwartek, 5 września 2013

trzy minuty po czasie

to się przecież nie zdarza. spotkać miłego kanara, to tak jakby po trzydziestce spotkać faceta swojego życia. a jednak! spotkałam dzisiaj miłego kanara. generalnie jest pani trzy minuty po czasie. i co z tym zrobimy? zapytał, ale najwyraźniej było to pytanie retoryczne, bo poszedł sobie, zanim zdążyłam odpowiedzieć... uff. nie mam teraz na mandaty. muszę sobie kupić kieckę. za tydzień wesele kuzyna.

 

poniedziałek, 2 września 2013

plany na koniec lata

koniec lata. myślałam, że będę siedzieć w domu. ale przecież nie usiedzę... jak się szwendactwo wyssało z mlekiem matki i po takich wakacjach: z katalonią, offem, solaninem..., no nie można tak po prostu teraz usiąść. także cytadela, stara gazownia, cafe la ruina... pin upy, teatry, serniki... nowe marzenia, pomysły, plany. mimo że rok się jeszcze nie skończył. plany na koniec lata.