wtorek, 28 marca 2017

locorotondo i alberobello

w apulii najpiękniejsze są chyba małe miasteczka, a już na pewno ich nazwy. alberobello, locorotondo, polignano di mare... czysta poezja!
jeśli będziecie w bari, koniecznie wsiądźcie w pociąg i zwiedzajcie! ale nie zdziwcie się, jeśli zaplanujecie obiad w jednej z tych cudownych miejscowości, a ona będzie zupełnie niewzruszona i przywita was w środku dnia, zupełnie jak nas przywitało białe locorotondo, zamkniętymi na cztery spusty knajpkami. liczcie się z tym, że za dnia zobaczycie jedynie urocze rzędy pustych stolików ustawionych na nie mniej uroczych uliczkach oraz zamknięte drzwi... tak.

acha, i pamiętajcie, żeby od razu kupić sobie bilet powrotny, a jeśli się zagapicie tak jak my i okaże się, że kasa biletowa w locorotondo jest już zamknięta, a jedyny biletomat popsuty, udajcie się do baru za stacją. jeśli w tym barze biletów nie będzie, włosi skierują was do kawiarni kawałek dalej. jeśli tam bilety też się skończyły, dostaniecie je prawdopodobnie w następnym lokalu po drugiej stronie ulicy. tak właśnie, bilety na pociąg sprzedadzą wam w barze ;) sama bym na to nie wpadła, na szczęście zapytałam locorotondończyków ;) o wszystko zawsze pytajcie, taka moja dobra rada, włosi są tacy pomocni!




















































alberobello to małe miasteczko ze słynnymi bajkowymi domkami trulli. warto je zobaczyć, zwłaszcza jeśli podróżuje się z dziećmi, bo przypominają wioskę małych smerfów. to jednak typowo turystyczna mieścina, która niezbyt przypadła mi do gustu. tłumy zwiedzających, w domkach komercyjne sklepiki z niezbyt wyszukanymi pamiątkami. przyznam szczerze, że troszkę żałowałam, że nie spędziliśmy całego dnia w przepięknym locorotondo, może w porze śniadania ktoś otworzyłby nawet dla nas jakiś lokal ;)





































środa, 15 marca 2017

nasze pierwsze włoskie wakacje

nasze pierwsze włoskie wakacje były najlepszym, co mogło synowi i matce przydarzyć się w minionym roku. nie wiem, czy filip jest tego samego zdania - a zrozumie to tylko ten, kto wyjeżdża na urlop z nastolatkiem. nastolatki są tak jakby w innym świecie... nawet jeśli fizycznie nam towarzyszą. nie ma ich też zwykle na zdjęciach, gdyż młodzieńczy bunt nie pozwala im zapozować bądź też nie pozwala im zapozować tak, żeby zdjęcia można było potem bez wstydu upublicznić. w związku z powyższym, zanim odbędziemy kolejną wspólną (choć młodzieniec zapowiedział, że ostatnią) podróż, pooglądajcie sobie zdjęcia z bari, na których nas nie ma, choć naprawdę tam byliśmy ;)