środa, 30 września 2009

spodnie od piżamy

wygląda na to, że źle rozpoczęty dzień może się jednak nienajgorzej zakończyć. prosto z pracy zaszłam do portobello. zostawiłam tam w wakacje parę przymałych kiecek i bluzek do pępka, które sprzedały się akurat za tyle, żeby wystarczyło mi na fajne spodnie od piżamy i mniej więcej pół bakugana dla mojego chłopaka (na drugie pół wzięłam z wypłaty).
w domu coraz zimniej. chodzę w nowych piżamowych spodniach. na rozgrzewkę ugotowałam rosół z lubczykiem. błyskawicznie rozwijam się w kuchni, co zadziwia nie tylko filipu, ale przede wszystkim mnie samą. ale co ważniejsze - odkąd mam druty na zębach, w ogóle nie przejmuję się grubymi udami, a nawet - mimo że gotuję coraz więcej - wydają mi się one nieco chudsze... ale tylko nieco.

jaja

specjalnie na dzień chłopaka dla wszystkich moich czytelników - moja ulubiona autorka cytatów (a propos ostatnich rozważań na temat tego, dlaczego mężczyzna powinien mieć jaja i dlaczego w dzisiejszych czasach to kobiety częściej zdają się je mieć).

jaja są dla faceta tym, czym torebki dla kobiet.
(carrie bradshaw)
najlepszego;)

grzywka się nie układa

są takie poranki, kiedy grzywka się nie układa a autobus nie przyjeżdża. i na dwóch aspirynach trzeba popierdzielać pieszo (na obcasach!) do następnego przystanku, na którym należy odstać przynajmniej z 15 minut, a w międzyczasie zmartwić się tym, że się już nieźle spóźniło do roboty i zamarznąć w przykusej kurteczce na śmierć.
judyta mówi, że za dużo się ostatnio martwię, czym od razu zmartwiłam się również.

może było nam lepiej kiedyś, gdy więcej się całowałyśmy a mniej myślałyśmy?
(carrie bradshaw) no jasne, że było lepiej!! ale ponieważ na własne życzenie stałam się niedawno cyborgiem, pozostaje mi niestety to drugie. i istnieje realne prawdopodobieństwo, że to mnie wkrótce zabije.

wtorek, 29 września 2009

gdyby za naiwność karali

żniwa się skończyły, a r. zniknął bez śladu. jeszcze zanim umówił się ze mną na kawę. zwykle znikają po kawie i po tym, jak poznają moje poglądy na: instytucję przedszkola (że błogosławię!), kuchnię tradycyjną (że nie smażę kotletów), nałogi (że facet powinien palić, a ja palę towarzysko - bo lubię) etc. - im dłuższa randka, tym jest gorzej...
w teorii to ja nawet wiem, czego za nic mówić nie powinnam, ale jakoś tak mimochodem zawsze coś chlapnę, a okazuje się, że to właśnie było zakazane... a potem to już mi wszystko jedno. zresztą przecież cały czas mam nadzieję, że w końcu spotkałam kogoś, kto rozumie (skoro z zapałem potakuje głową) i akceptuje to, co widzi (z metalem na zębach to też już nie będzie takie proste) i niestety słyszy. gdyby za naiwność karali, z pewnością dostałabym dożywocie.
***
sąsiadka julka (lat 12), widząc mój aparat: przecież pani miała proste zęby!

poniedziałek, 28 września 2009

dowody

milion dolarów;

darmowy hosting obrazków
darmowy hosting obrazków
darmowy hosting obrazków
darmowy hosting obrazków
darmowy hosting obrazków

sobota, 26 września 2009

jak milion dolarów

ponieważ okazało się, że filipu zostaje dziś ze mną, mamy z k. nibyrandkę jak marzenie. każde u siebie. w tv wykolejony. potem gotowe na wszystko sezon piąty - dwa odcinki. k. pisze, że w zasadzie kino mamy zaliczone. otwieram wino, choć nie lubię pić sama. k. pisze, że też sobie naleje, żebym nie piła sama.
mam ochotę na vouga, ale dziecko schowało mi gdzieś papierosy.

darmowy hosting obrazków
zdjęcie
oglądałam dziś dwie całkiem fajne piżamy. nie mogłam się zdecydować, w której chciałabym spać. ostatecznie znowu zyskał filipu, któremu kupiłam piękną oldschoolową futrzastą czapkę na zimę. powiedział, że z takim futrem nie założy za chiny. na co ja, że w takim razie cofnę mu kieszonkowe. może moje metody są mało wychowawcze, ale najważniejsze, że skuteczne. zresztą nie kłóciłabym się, gdyby wyglądał źle w tej czapce, a wygląda jak milion dolarów!!


piątek, 25 września 2009

samoloty z lego

zamiast iść na noc naukowców (filipu miał taki pomysł, ale ja z aparatem nie oswoiłam się jeszcze na tyle, żeby pokazywać się aż tak publicznie) poszłam do kuchni. upiekłam ciasto daktylowe. a ponieważ tym razem egoizm zwyciężył - dodałam brandy. pudding rozpływa się w ustach i nie bolą mnie zęby, a to w mojej obecnej sytuacji duży atut. leżę pod kołderką w króliki, jem drugi kawałek i oglądam mój ulubiony serial (trzy odcinki naraz!). filip na dywanie buduje samoloty z lego.

ps. czy naukowcy są fajni? może trzeba było jechać na tę noc..?
ps dwa. lidzia na ostatnich nogach. pisze, że nie może doczekać się małej, a zaraz potem zakupów w zarze i wyjścia na tańce.

pool

fillip nabroił w szkole. nawet trochę się uspokoiłam, bo ostatnio jakiś taki podejrzanie grzeczny był... a wiadomo, że jak facet za grzeczny jest, to niczego dobrego to nie wróży. takie zachowanie nie podpada jedynie na początku, ale my z filipu znamy się przecież nie od dziś.
no więc wydało się wszystko po powrocie z capoeiry. wtedy to odkryłam, że rzekome zadanie domowe zadaniem domowym wcale nie jest. 15 razy musiał biedak napisać: i will be good at the swimming pool. z wrażenia zapomniał o "pool".

jedzenie zajmuje mi teraz trzy razy więcej czasu niż zwykle. właściwie to odechciewa się jedzenia w ogóle (i to akurat jest dobra wiadomość dla moich grubych ud). bo jak mam biegać w te i nazad myć zęby - a wiadomo, wszystko włazi między te cholerne druty - to cisną mi się na usta słowa na "k" i na "ch", i nawet niekiedy na "p". i nie są to bynajmniej "kwiatki", "chmurki" i "pagórki".

środa, 23 września 2009

z miłości

filipu mamona okłamał. może i w dobrej wierze, ale jednak. nie wyglądam ładnie w tym aparacie - powiedzmy sobie szczerze. jeśli teraz zechce mnie jakiś facet, to niechybnie z miłości. bo ani cnót żadnych, ani posagu, ani nawet urody nie posiadam.

mamichalska za to kwitnie. carpe diem wcielała w życie sumiennie, żeby jednak po kolei odprawić jurnego górala, nieśmiałego policjanta, tęskniącego kierowcę etc. (czyli wszystkich tych, którzy na przyszłość nie rokowali), i pójść na kawę z bardzo dobrze rokującym pedagogiem.


ps. zaczęłam czytać grzeczne dziewczynki... i już wiem, że to będzie moja ulubiona lektura tej jesieni.

ciało obce

jeśli jeszcze niedawno brakowało mi jakiegoś ciała, to teraz mam ciało obce na zębach. na własne życzenie. za pieniądze, które mogłam wydać na buty. pomału przywykam. kochany filipu dwa razy już mi powiedział (i wcale nie pod przymusem!), że wyglądam ładnie.

kombajn ciągnie jak smok. mało mi ręki nie urwało, gdy podłączyłam go do prądu. wybaczyłam mu gabaryt i zrobiłam grubasowi miejsce w pawlaczu. w sobotę na dobre załatwimy wszystkie roztocza.

wtorek, 22 września 2009

kombajn

gdy naprawdę myślałam, że kupuję odkurzacz, kupiłam kombajn jakiś... czy następstwa napięcia przedmiesiączkowego mogą być aż tak daleko idące?? notabene, tysiąc razy przysięgałam, że kończę z zakupami przez internet.

jutro jadę do ortodonty. powtarzam sobie, że aparat jest trendy, bjuti, sexi i że wcale go nie widać. im dłużej to sobie powtarzam, tym bardziej jestem przerażona.

w dodatku w sobotę mam nibyrandkę.

niedziela, 20 września 2009

ultimatum

fillip: będę ci pomagał, jak dostanę kieszonkowe.
a ja naiwna myślałam, że dziecko odkurza mój pokój, bo lubi - bezinteresownie!

piątek, 18 września 2009

ginga

zaraziłam najlepszego etatowego szefa. w naszej kancelarii unosi się wirus niewiadomojaki (bo nikt z nim do tej pory nie był u lekarza), który tylko fikusa jeszcze nie dopadł.

wczoraj popłakałam się u dentysty. taki wstyd. trzeba koniecznie zmienić gabinet. we wtorek ortodonta. przede mną ostatni weekend wolnej szczęki.

podstawowy krok capoeiry nazywa się ginga. filip zachwycony. ja zainteresowana bardziej instruktorem. w każdym razie na pewno będziemy jeździć.

czwartek, 17 września 2009

konkubinat

ja do filipa: a wiesz, co znaczy na kocią łapę?
filip: no, żyć razem.
ja: ale bez…
filip z przekonaniem: bez kłótni!

to nas wzmocni

brodka od poranka i aż żyć się chce... skończył mi się tusz do rzęs i malowanie resztką zajęło trzy razy więcej czasu niż zwykle, przez co spóźniliśmy się do szkoły - czym najbardziej zainteresowany nie przejął się zupełnie.
ale najważniejsze, że przeżyłyśmy wczoraj z torebką bibliotekę. jak to się mówi - co nas nie zabije, to nas wzmocni.
mamichalska znowu była u wróżki. dzień przed trzydziestką. podobno miłość jest za rogiem. pozostaje mi życzyć solenizantce, żeby szybko znalazła ten róg!!!!
o osiemnastej idziemy z filipem na capoeirę.

lubczyk na zimę

zamroziłam lubczyk na zimę. nigdy przecież nie wiadomo, kto zimą wpadnie na obiad.
cały wieczór chodzi za mną smutna brodka:

środa, 16 września 2009

obowiązki służbowe

dzień mam dziś fatalny. poza jedną dobrze rokującą wiadomością, wszystkie inne mniej pomyślne, żeby nie powiedzieć - fatalne. no ale jak się bierze poranny prysznic w misce, to czego właściwie można się spodziewać... tak rozpoczęty dzień po prostu nie ma prawa się udać.
aby odzyskać "kabinę" (pasuje mi to słowo, ale ponieważ jest wielkim nadużyciem, biorę w cudzysłów - żeby nie było;)), potrzebuję pianki montażowej. cokolwiek to jest, będzie dziś moje, choć wolałabym jechać po buty.

na dodatek najlepszy szef, chcąc zabić chyba, postanowił mnie wysłać do biblioteki. fuck. tam moja zwykle idealnie wkomponowująca się w strój torebka, jest mi odbierana i zamykana w ciemnym schowku (a ja w dodatku zwykle nie posiadam żadnej odpowiedniej wielkości cholernej monety, którą trzeba wrzucić, żeby przekręcić ten gówniany kluczyk). następnie naga (w zastępstwie mej pięknej dostaję jedynie przezroczysty, nie mniej gówniany niż kluczyk od schowka, woreczek, do którego przesypuję całą jej zawartość - a wiadomo - nie jest tego mało) udaję się po artykuły, których zwykle na miejscu nie ma. no bo nie po to jest przecież biblioteka, żeby były. przynajmniej jakiś czas należy sobie poczekać. więc wypisuję w tym czasie następne bladozielone rewersy i żeby nie myśleć o uwięzionej torebce oraz o tym, co by było, gdybym zgubiła kluczyk, błogosławię dzień, w którym ostatni raz (tak mi się przynajmniej wydawało) byłam w uniwersyteckiej. nigdy więcej nie zrobiłabym tego sobie, a tym bardziej żadnej z moich torebek, gdyby nie obowiązki służbowe.

gumowy przepychacz

zamiast grzecznie po pracy położyć się pod kołdrą i dokończyć korektę receptur masarskich (mocne!) mamon przypomniał sobie, że od jakichś trzech dni ma mocno zapchany brodzik. jakby brak drzwi łazienkowych, kornik w dachu i ogólnie niewysoki standard hipisowskiego poddasza to było mało... mimo wszystko bohatersko nie wezwał od razu hydraulika, ale wsypał do rury dwie saszetki kreta. następnie wlał butelkę żelu tytan. a potem woda przestała spływać w ogóle… cały czas zachowując jednak zimną krew, zapukał do sąsiadki z uprzejmym zapytaniem, czy nie ma przypadkiem prostego w budowie lecz bardzo skutecznego gumowego przepychacza. gumowego przepychacza akurat nie miała. za to poprosiła własnego męża, żeby zajął się tym w ramach bezinteresownej pomocy sąsiedzkiej. nie żebym narzekała, ale sąsiad chwilowo odciął nam dostęp pod prysznic.

wtorek, 15 września 2009

czosneczek

chora czy nie, musiałam wstać bladym świtem (!!). co gorsza należało się ubrać (bo do pracy w majtkach nie wypada), choć to akurat groziło nagłym natychmiastowym nawrotem gorączki - nie miałam żadnych sensownych ubrań na dziś (na jutro i na najbliższe dni nie mam także...). nie mówiąc o butach. zasmarkana biegłam na tramwaj w japonkach.

mam całkiem seksownie zachrypnięty głos - zauważyłam, odbierając telefon. szef ledwo wrócił z urlopu, a znów wyjechał. mogę spokojnie nałykać się tabletek. judytka pyta, czy biorę czosneczek.

niedziela, 13 września 2009

na aspirynie

ponieważ z własnej i nieprzymuszonej woli dałam sobie w lutym wyrwać migdałki, chorowania nie miałam w planach na dalsze życie. tym bardziej czuję się oszukana - od wczorajszego wieczora leżę na aspirynie. nie dokończyłam nawet lektury obcasów. za to spałam do południa, a potem obejrzałam jak leci wszystkie niedzielne seriale. delikatnie mówiąc, mam dość.

sobota, 12 września 2009

egipskie urodziny

poszliśmy z filipu na egipskie urodziny ani. kupiliśmy perfumy hannah montana. filip powiedział, że ani będą ładnie pachniały włosy.
na początku imprezy dominik zapytał: czy rodzice mogą odejść?

odeszłam z radością, bo zamierzałam sprzeniewierzyć dziś trochę pieniędzy. po esemesie od eweliny (wydałam właśnie majątek na buty! są genialne i nie mogłam nie kupić) czułam się usprawiedliwiona. w końcu co nam po majątku, jeśli nie możemy pokazać się w dobrych butach??

po trzydziestce sklepy rozczarowują mnie niestety tak samo, jak portale randkowe. po dwóch godzinach biegania po browarze, kupiłam filipowi skarpetki...

piątek, 11 września 2009

randka

piątek wieczór. filip układa lego. ja oglądam mój ulubiony serial. ale czy na pewno nie powinnam być teraz na jakiejś piątkowej randce??
czy to normalne, że siedzę w domu przed telewizorem, który nawet nie jest najnowszej generacji?
hmm... może zamiast zastanawiać się, czy kiedykolwiek wyjdę za mąż, powinnam się poważnie zastanowić, czy kiedykolwiek jeszcze pójdę na naprawdę ekscytującą randkę..?

do odkurzania

znowu nie wygrałam w totka i trochę mnie to zmartwiło. cztery złote wydałam na jakieś lewe kupony, a trzeba było cztery batony sobie kupić. żeby nie martwić się cały piątek, postanowiłam coś jednak wygrać. i wygrałam aukcję - co prawda powystawowy, za to tani i bezworkowy (cyt. poczułam się (...) taka praktyczna i nowoczesna, niech mnie nie ograniczają tymi workami, poza tym ich jest pierdyliard typów i pamiętaj później człowieku, które worki kupić, albo żeby w ogóle kupić worki. ja mam na głowie inne rzeczy zupełnie, niż worki do odkurzaczy, doprawdy), odkurzacz stojący. do odkurzania, nie do stania, wbrew pozorom.

jak już mamony robią zapasy wiertarek i odkurzaczy, to jesień idzie. ale dla mnie jesienią najważniejszy jest nowy almodovar - wkrótce w kinach.
bjuti!!!

czwartek, 10 września 2009

jak kłoda

gdy sama tonę w korektach albo akurat w mękach archiwizuję, k. wyszukuje w necie artykuły do bólu tendencyjne i oparte na jakichś sfingowanych badaniach (włosy dam sobie uciąć, że robią je mężczyźni;)). w ostatnim było o tym, że dzisiaj kobiety kochają się z nudów, dla prezentów albo z powodów, na które chyba żadna z moich koleżanek by nie wpadła; jedna z pytanych kobiet odpowiada: - spałam z kilkoma mężczyznami tylko dlatego, że było mi ich szkoda. hmm... jak się potem znajdzie jedna z drugą, takie co, nie daj boże, seks lubią - bo jest fajny (no nie mówię, że zaraz z każdym, ale z własnym mężczyzną lub z dobrze zapowiadającym się kandydatem na własnego mężczyznę powinien być co najmniej fajny), to dla facetów to bardzo podejrzane jakieś być musi; że dziewczę nadpobudliwe, że rozwiązłe (nawet gdy śpi tylko z jednym), że na żonę i matkę dzieciom nie nadawa się. no ale skoro laski w 21 wieku same takie rzeczy w ankietach wypisują, to ja już biedaków teraz rozumiem i rzecz jasna rozgrzeszam. i niczemu od tej pory dziwić się nie będę.
puenta (wycinek z komentarzy):
on x: bo baby w ogóle nie umieją się kochać. tylko leżą na łóżku jak kłoda, a facet musi wszystko załatwiać.
ona x: że wyjmiesz instrument na wierzch to znaczy, że wszystko już załatwiłeś, tak?

(...)
ona y: bo to zależy, z jakim facetem leżysz w łóżku, hmm nie z każdym leży się jak kłoda.
amen.

środa, 9 września 2009

krzyż

najlepszy szef mamonowy pojechał na urlop. zostałam sama. z całym archiwum.
w przerwie męczącego procesu archiwizacji, czytam pudelka i jem. dwie bułki maślane z rodzynkami i serkiem almette na pewno odbiją się na moich udach, ale gdy intensywnie dziurkowałam dokumenty, poczułam taki głód, że danio nie dałoby mu rady. nie ma bata.

kaśka od niedawna ma chłopaka. tata kaśki, jak się o tym dowiedział, to się popłakał... dlaczego, gdy w samotności kończymy trzydziestkę, stawia się na nas krzyżyk, a raczej wielki staropanieński krzyż?!

ps. nadal nie mam piżamy, drzwi łazienkowych i męża. hmm, czy to się jakoś wiąże??
ps dwa. nadal mam korniki.

wtorek, 8 września 2009

język polski

ja to jednak jestem masochistką; no bo żeby z własnej i nieprzymuszonej woli wysyłać takie esemesy… przecież z góry wiadomo, że odpowiedź mnie zabije;
ja: jak barcelona chłopaku?
chłopak: barcelona świetna! sagrada familia niesamowita! kuchnia przepyszna (…), słońce i język hiszpański.. jednym słowem koniecznie do powtórzenia! a co u ciebie?
i co ja mam chłopakowi odpisać - język polski..??

poniedziałek, 7 września 2009

kłamałam

czy ja kiedyś mówiłam, że odstawiam biga??? kłamałam...


niedziela, 6 września 2009

happy endy

piekłam pierwszy raz od powrotu filipa. cape brandy pudding (dla mnie po prostu ciasto daktylowe) w wersji bez brandy (bo z myślą też o dzieciach) wyszło lepiej niż przypuszczałam. może nawet poczęstuję jutro szefa.

tatuowanie mnie ominęło. dzieci z pasją ściskały dżojstiki i pokonywały kolejne poziomy lego star wars, zapominając na śmierć o tatuażu z różowym smokiem, ale co gorsza zapominając o mnie.

na szczęście pogoda w weekend była brzydka, więc bez wyrzutów mogłam popracować;
k.: zlecenia zrobione?
ja: jedno, następne już w kolejce.
k.: samo myślenie o nich mnie zmęczyło - przespałem cały dzień;)
tak to już jest, że niektórzy odreagowują, śpiąc. ja raczej wolę inaczej - dziś mój ulubiony odcinek seksu..., w którym big jedzie po carry do paryża. boże, jak ja kocham happy endy!

sobota, 5 września 2009

nigdy w życiu

dzieci (bo dziś mam dwoje) się wytatuowały i najadły tostów. teraz walczą. chciałam położyć je spać, ale mnie wyśmiały. próbuję popracować, ale jednym okiem oglądam nigdy w życiu. nie mogę się powstrzymać, choć mam już dosyć historii o silnych kobietach, które sobie radzą a w dodatku tak dobrze wyglądają. i budują domy, kiedy ja nie potrafię wymierzyć jednych marnych drzwi łazienkowych.

ps. wywierciłam za to parę dziur. wiertarka iskrzy aż miło - mało nie spaliłam poddasza. zamiast kupować drzwi zawiesiłam zasłonkę.
ps dwa. jutro dzieci wytatuują mnie.
ps trzy. w poniedziałek jadę po piżamę.

zimno

naciągnęłam dżinsy i wyskoczyłam po gazetę. zimno. noce też coraz zimniejsze. dawno planowałam kupić sobie ciepłą piżamę a ciągle śpię w majtkach.
nakarmiłam dziatwę (filipu i rybę) i napiłam się kawy. po wczorajszym winku z halinką była mi bardzo potrzebna. w obcasach galerianki, kobiety zdradzone i dzieci, które jedzą fast foody. pomysł, że na kolację bedą hot-dogi upada. judyta pisze, że sprząta i robi powidła. jeszcze jedna kawa i może też coś posprzątam. powideł nie zrobię, upiekę ciasto daktylowe.

czwartek, 3 września 2009

świat się kończy w ameryce

nawet najcięższe poranki i nieznośny początek roku szkolnego nie przebiją niektórych newsów;
najnowsze badania dowodzą, że większość amerykanek wolałaby dostać dodatkowe 50 dolarów tygodniowo, niż prowadzić bardziej aktywne życie erotyczne.
jednak świat się kończy w ameryce... poza nowym jorkiem oczywiście - carrie nigdy by na to nie poszła, a samantha oddałaby każde pieniądze, by jej już i tak nadaktywne życie erotyczne było jeszcze mocniejsze. nigdy na odwrót!

obejrzałam zmierzch i mr big chwilowo poszedł w odstawkę. teraz kocham się w edwardzie:

środa, 2 września 2009

posiłki

dzień się jeszcze dobrze nie zaczął, a już zaczął się źle. nie zabrałam parasola, bo nie mieścił się do torebki... nie zabrałam śniadania, bo zapomniałam, że wszystkie kanapki są w mojej pięknej dizajnerskiej lodówce... wszystkie! - a to znaczy, że filipa też. myśl o tym, że dziecko pierwszego dnia nauki umiera mi z głodu, a mnie skazują za zaniedbanie, i bez znaczenia już wtedy jest, że nieumyślne (bo nie po to przecież wczoraj spinałam pośladki i zawijałam chlebek w śniadaniowe worki, żeby o nim dzisiaj z premedytacją zapomnieć), kazała mi wezwać posiłki. te w przeciwieństwie do mnie nie są uwięzione w żadnej kancelarii, ale pracują w domu, z którego mogą się wydostać w przypadku nagłej potrzeby. nawet jeśli potrzeba ta jest potrzebą blond ofiary. posiłki uratowały mi filipu.

***

było bardziej niż pewne, że jeśli judyta poleca, to musi być dobre:

wtorek, 1 września 2009

dart wader

nad ranem mamon spiął jednak pośladki i odświętnie odprasował białą koszulę nie tylko jedynemu synowi, ale z rozpędu także sobie. wytrzymaliśmy w nich jakieś pół godziny.

zamiast kota kupiłam filipowi rybę. trochę się niepokoję, bo wszystkie poprzednie wcześniej czy później kończyły w muszli (i mimo że w chwili spuszczania były już całkiem drętwe, nie było mi ani trochę lżej). nowa ryba jeszcze żyje. nazywa się dart wader.

chawan (kolega filipa z indii) w szkole na śniadanie je orzeszki, kakeru (kolega filipa z japonii) w szkole na śniadanie je sushi. mamon znów spina pośladki, by przygotować synowi typowo polski posiłek - kanapki z żołtym serem. co kraj to obyczaj, choćby i najbardziej pospolity.