poniedziałek, 30 lipca 2012

ale po tej pradze...

filip: ale po tej pradze to nie musieliśmy tyle chodzić, mama!


piątek, 27 lipca 2012

u pauli

piszę, że będziemy na siódmą. z winem i malinami. a przecież było do przewidzenia, że po dniu w centrum kopernika (czego nikomu nie życzę) nie będzie to takie proste. przyjeżdżamy przed ósmą, czyli na ugotowane - a miałyśmy razem ugotować, i z jagodami, bo nie było malin... na szczęście mamy wino!
jedzenie pyszne. obiecuję sobie, że to ostatnia taka wakacyjna kolacja. ale za chwilę jest deser... potem papieros, kolejny kieliszek, pogaduchy na balkonie...

dzisiaj poszłam do sklepu i kupiłam sobie sweter. to już drugi sweter w tym miesiącu. swetry genialnie zasłaniają fałdki...


środa, 25 lipca 2012

żora koroliow to nie jest rodzaj sałaty

ponieważ na wakacje zabrałam dwa swetry, dwie kurtki i parasol, było raczej oczywiste, że w warszawie będzie upał. jest lepiej: z nieba leje się żar! siedzimy to w cudzie nad wisłą, to w mieście cypel, to na ursynowie... popijamy somersby i frugo, piwo z sokiem imbirowym i colę. jest pięknie.
czasem jemy. niestety nie jest to sałata i teraz to już nie tylko uda, ale i pupa... wszystko wymknęło się mamonowi spod kontroli... ale nie odmawia się przecież śniadania w charlotcie. zwłaszcza że na ogródku, że w pełnym słońcu i że z żorą koroliowem parę stolików dalej (nie agencie, żora koroliow to nie jest rodzaj sałaty:)).
a potem? potem uczty ciąg dalszy. w kinie muranów. film o mistrzu sushi z najmniejszej restauracji świata w tokio. z przepięknymi zdjęciami sushi i wszystkiego, z czego jest robione. nie tylko dla fanatyków kulinarnych. pięknie jest. 


poniedziałek, 23 lipca 2012

choroba

p.: i nie byłaś jeszcze na zakupach??
no to trzeciego dnia poszłam na małe zakupy. wierzcie albo nie: weszłam do jednej zary, kupiłam jedną spódnicę. musiałam się rozchorować na tych wakacjach...


sobota, 21 lipca 2012

varsovie:)

ponieważ wszyscy współczuli mi urlopu w stolicy, informuję, że jestem tu z własnej i nieprzymuszonej woli, bawię się świetnie (a to dopiero początek!) i tak - wczoraj spotkałam wojewódzkiego:)  


piątek, 20 lipca 2012

batony

tak się zmęczyłam tym pakowaniem, że wpierdzieliłam dwa batony. dwa je** w du** batony, które były na podróż. nie pojadę. nie zmieszczę się do autobusu...


    

czwartek, 19 lipca 2012

w bluzę

jemy sobie obiad i nagle filip wyciera ręce w ubranie.
mamon przerażony: filip, no przecież nie w spodnie!
filip ze spokojem: nie w spodnie. w bluzę.


środa, 18 lipca 2012

po bracie...

czasem z moją elką obgadujemy sąsiadów...
ja: dała synowi na imię karol? po bracie??
moja elka: no to co?
ja: to jakieś takie... kazirodcze;)
moja elka: ja też dałam twojemu bratu imię po swoim...
ja: no wiem...

niedziela, 15 lipca 2012

a ty miałaś kiedyś milion?

balkon, wanna i kuchnia.tv... mamonowi niewiele potrzeba do szczęścia. a jak jeszcze ma przy sobie filipa i paczkę białych michałków! znowu wciągnęliśmy wszystkie na raz...
filip do babci elki, z wyrzutem: widzisz babcia! a ty mi dawałaś po jednym:(

wracamy z nowosolskiej biedronki...
filip: a ty mama miałaś kiedyś milion? uzbierałaś, udało ci się?
mamon: jak ja bym miała milion, to spacerowalibyśmy teraz po manhattanie!;)
a swoją drogą - może trzeba zacząć zbierać;)

wstaję o jedenastej i odbieram esemesa od agi: dalibyście radę na kawę o jedenastej?
w proszku jestem, nie damy.
tak jest w nowej soli. leniwie, niespiesznie, z późnymi śniadaniami...