środa, 31 marca 2010

murzynek malutki

kiedy filipu miał dwa latka... (wyszukał wzruszony, rozłożony na łopatki i rozkochany mamon).

wolny czas

mój filip u babci elki. mój marc w toruniu. mam wolną chatę, którą trzeba wysprzątać. mam wolny telewizor, który musi grać, żebym nie czuła, że jestem sama (przy okazji zawsze mogę sobie obejrzeć jak dobrze wyglądać nago...). pierwszy raz od dawna mam też wolny czas tylko dla siebie, który niestety - ponieważ pomału zasypiam - za chwilę mi się skończy.
     

wtorek, 30 marca 2010

pity

zarwaliśmy wczoraj noc na pity. no, ja rozumiem, że można zarywać noce na seks, szósty sezon gotowych na wszystko lub domowy manicure, ale żeby zaraz na pity? lekko zaniepokojona, ale i spokojna o swoje podatki, postanowiłam nigdy więcej tego nie robić.

sobota, 27 marca 2010

potem

tydzień temu okazało się, że wcale nie muszę być kasią cichopek, mieć posagu i ładnego zgryzu, żeby rodzina mojego marca mnie polubiła. od razu wiedzieli, że jestem świetna;) doszły mnie słuchy, że myślą, że jestem też skromna... dziś jedziemy do babci elki. kolega z pracy: potem już może się do ciebie wprowadzić;) 

świetna

kolega z pracy: na początku myślałem, że jesteś inna.
ja: dużo ludzi na początku tak myśli. ale są też tacy, którzy od razu wiedzą, że jestem świetna:)))

piątek, 26 marca 2010

ciągle się bzyka

sms od kamili: nie chcielibyście z filipem małego chomiczka? koleżanka ma parkę, która ciągle się bzyka i od grudnia wyprodukowała trzeci miot:)

czwartek, 25 marca 2010

nigdy go nie ma

gdy robiliśmy akurat śniadanie do pracy (a wyglądało to mniej więcej tak, że marc robił, a ja się malowałam), jak na złość zabrakło masła.
marc: ten twój manuel - jak jest potrzebny, to nigdy go nie ma.

ps. zawsze w najmniej oczekiwanych momentach kończy się też papier toaletowy...

poniedziałek, 22 marca 2010

na avatarze

judyta w barcelonie, kolega z pracy na terapii antynikotynowej, marc z filipem na avatarze...

sobota, 20 marca 2010

nie przypomina kasi cichopek

w weekend jedziemy do rodziny mojego faceta. no i trochę się obawiam... marc obawia się pewnie, że w panice mogłabym czasem nie wsiąść do auta. i dlatego zapewnia, że jego mama bardzo się cieszy, że mnie pozna.
j.: mama m. też się cieszyła, dopóki nie zorientowała się, że dziewczyna jej syna w żaden sposób nie przypomina kasi cichopek;)

nie tylko nie jestem kasią, ale jeszcze nie mam w co się ubrać...

piątek, 19 marca 2010

push-up

może w końcu ktoś zrozumie mój ból... 
rozmawiam z koleżanką. mówi, że mam się nie garbić. więc obiecuję, że kupię sobie pajączka.
ewa: dobrze, dobrze, jeszcze tylko kup sobie push-up.
ja: ewa, ja mam push-up...

czwartek, 18 marca 2010

jak ponton

ponieważ w końcu idzie wiosna i pewnie wraz z nią nadejdzie taki dzień, kiedy będzie trzeba odsłonić grube uda, które zimą nie stały się ani jędrne, ani odpowiednio smukłe (właściwie nie wiadomo czemu...), wpadłam na genialny pomysł.
ja do marca: może zapiszemy się na basen?
marc: ale ty będziesz wyglądać świetnie, a ja jak ponton;)

ze swoimi kompleksami powinniśmy się raczej zapisać na szkolenie z pracy nad wysoką samooceną...

wtorek, 16 marca 2010

bo ja jem oczami

zrobiłam chłopakom spaghetti.
filip (jeszcze zanim zaczął jeść): ja będę chciał dokładkę!
po chwili:
filip: już nie mogę...
marc: a mówiłeś, że będziesz chciał dokładkę.
filip: wiem, bo ja jem oczami.

poniedziałek, 15 marca 2010

na emeryturę

odstawiliśmy wczoraj filipa do koleżanki i poszliśmy na jam session. rano około południa dzwonię do halinki.
ja: możemy być trochę później..? bo mieliśmy plany zakupowe, a dopiero się wygrzebaliśmy...
halinka: domyślam się:)
a ponieważ halinka wspaniałomyślnie dała nam jeszcze parę godzin, grzechem było ich nie wykorzystać. zakupy udały mi się jak rzadko (łososiowy szal, bluzka w paski, bladoróżowa kopertówka, koronkowe majtki), w związku z czym nie mam teraz czego odkładać ani na czarną godzinę, ani na emeryturę, ani na przyszłość mojego syna...

czwartek, 11 marca 2010

nie wiem po co...

śpiewamy sobie z filipu refren piosenki kur:
ajajaj, nie mam jaj, łojojoj, po co ci oj!
filip: no ja mam, ale właśnie nie wiem po co...

za ciemno

marc przyjechał po mnie wieczorem. (zaznaczam, że byłam już po fryzjerze z całkiem nowym baleyage za prawie całą podwyżkę, którego on w ogóle nie zauważył).
ja: nic nie mówisz o moich nowych włosach...
marc: yyy... bo jest za ciemno.

powinnam się cieszyć, że mimo ciemności w ogóle mnie dostrzegł;)

środa, 10 marca 2010

prywatny dzień kobiet

wzięłam urlop. fryzjer, ginekolog, spotkanie z kazią szczuką. może po drodze uda się zahaczyć stary browar. ustanawiam dziś swój prywatny dzień kobiet. 

wtorek, 9 marca 2010

do biedronki

ja: wczoraj marc zabrał nas do meksykańskiej knajpy.
kumpela: szczęściara. mnie mąż zabrał do biedronki;)

przegapiłam manifę

nie doczytałam wysokich obcasów, przegapiłam manifę i zapomniałam o oscarach. oto co robi miłość z niezależną kobietą...
z najlepszymi, spóźnionymi z powodu jak wyżej, życzeniami, dla wszystkich świetnych babek, które znam, oraz innych moja penelope:

sobota, 6 marca 2010

ale mówiłaś, że w kuchni nie masz miejsca

okazało się, że z naszymi rurami nie jest wcale tak źle, żeby trzeba było zaraz  przebudowywać całą kanalizację. gdy w castoramie, zorientowawszy się, że marc coś kombinuje, grzecznie, ale stanowczo zakazałam mu ruszać hydrauliki, powiedział, że popsułam mu wszystkie plany na sobotę. nie przejęłam się  tym zupełnie i zaciągnęłam go na zakupy;) 

kupuję szklanki w ikei. marc pakuje w kartonik.
ja: wezmę cztery.
marc: to weźmy sześć.
ja: nie mam miejsca w kuchni, żeby tyle ich trzymać. wezmę cztery. 
chwilę później...
przechodzimy obok pięknych i nikomu niepotrzebnych termosów.
ja napalona: może bym taki kupiła? mogłabym robić nam kawę na drogę... i tak ładnie by wyglądał w kuchni...
marc: ale mówiłaś, że w kuchni nie masz miejsca.
i to nas właśnie odróżnia od mężczyzn. przecież każda kobieta wie, że argument użyty przy zakupie produktu x niekoniecznie musi być użyty (a nawet jest to zwykle absolutnie zbędne i niewskazane) przy zakupie produktu y... 

ps. marc kupił sobie dzisiaj tę trendy bluzkę w paski. wygląda tak dobrze, że boję się puścić go w niej do pracy.
ps dwa. dzwoniła ewa. widziała filipu w garniturze wiszącego na wystawie quadri foglio w auchan. i pomyśleć, że jeszcze niedawno zmieniałam dziecku pieluchy, a ono teraz robi prawie w modelingu;)             
(fot. t. tomkowiak)

piątek, 5 marca 2010

ogólnie depresja

chwilowo mieszkamy u marca, bo popsuł się bojler. głupi jeden... ale tak to już u nas na poddaszu jest - jak nie kornik, to bojler, jak nie cieknące okno, to niewymierzone od pół roku drzwi do łazienki. a przy okazji oczywiście okazało się, że z rurami coś tam też jest niehalo, czyli ogólnie depresja i sen z powiek mamona.

ps. ostatnia wizyta u judyty i michała uświadomiła mi, że jeśli miałam kiedykolwiek podstawy, aby uznawać, że moje poddasze ma dobry design, to już ich nie mam...
ps dwa. jutro jedziemy po nowe rury.

poniedziałek, 1 marca 2010

bo zapomniał ją karmić

opowiadam koledze z pracy, że sims filipa zasypia nagle w różnych miejscach (np. na trawniku), bo filip zapomina kłaść go spać.
kolega (tata huberta i basi): mój syn też grał kiedyś w simsy. stworzył naszą rodzinę i pewnego dnia basia umarła, bo zapomniał ją karmić...