piątek, 27 maja 2011

good morning berlin!

czwartek, 26 maja 2011

karnecik

syn mój oczarowawszy przemiłą właścicielkę rybkowego spa, zrobił sobie gratis peeling stóp i dłoni. zaś mamonowi w dniu jego święta załatwił ładniutki karnecik na dwa kolejne darmowe wejścia. najs:)
i pomyśleć, że chciałam jechać sama, i żeby zaczekał na mnie w domu...

mamon po przekartkowaniu katalogu avon: hitem tego katalogu ogłaszam "krem modelujący owal twarzy":)

środa, 25 maja 2011

jak mamon bez makijażu

shiv o mamonie: make up, high heels, cooking dinner...
wbrew pozorom mamon nie gotuje na obcasach. natomiast makijaż ma zawsze. nawet w kuchni. gdy kroi papryki. myje bakłażany. rozgotowuje makaron (merde, miał być przecież al dente!). 

chciałam kupić książkę kucharską julie child, ale nie miała ilustracji. książka kucharska musi mieć ilustracje. książka kucharska bez ilustracji jest jak mamon bez makijażu. niektórzy mówią, że go nie potrzebuje, ale on po prostu czuje się nagi bez.

jeszcze tylko dwa dni...;) 

poniedziałek, 23 maja 2011

wagon tarty szpinakowej

wagon tarty szpinakowej dla każdego, kto nauczy mnie tego cholernego fejsa!!! drugi wieczór go męczę, a buttonów jak nie było, tak nie ma. fucking shit. banner zmieniłam nawet...     

wolę piżamę

h&m. pytam pani ekspedientki, czy mają takie ładne czarne bawełniane body, jakie widziałam na fejsie: rękaw trzy czwarte i duży dekolt obszyty kwiatkami. takich niestety (fuck, fuck) nie. ale mają inne. pani prowadzi nas do działu z bielizną i podaje mi piękne, choć skąpe, koronkowe body na ramiączkach... na co odzywa się filipu szczerze zniesmaczony i mówi: wolę piżamę. 

niedziela, 22 maja 2011

pewnie by się otruli

julie&julia. pożyczyłam z miejskiej biblioteki publicznej i oglądam nocą...

julie do męża o czytelnikach swojego bloga: w jakiś sposób mnie potrzebują. gdybym nie pisała, byłoby im smutno.
mąż julie: pewnie by się otruli;)

a wam, gdybym nie pisała, byłoby choć trochę smutno? tarta szpinakowa dla każdego, kto by się otruł...;) 

sobota, 21 maja 2011

koniec świata

od wczoraj walczę z facebookiem. jak już mi się uda poumieszczać te wszystkie buttony, a wy nie klikniecie, że lubicie, to chyba naprawdę zajmę się pisaniem tej nieszczęsnej powieści...
a póki co wsiadamy na motobecana i komunijny i poginamy na wystawę do spotu. może zdążymy przed końcem świata. chyba że żadnego końca świata nie będzie...

piątek, 20 maja 2011

good number

niezależnie od języka w relacjach damsko-męskich wcześniej czy później zawsze pada pytanie, ilu znałaś mężczyzn...
ja: I don't know... hundred?;))
shiv: I'm the hundred and first! good number;)

jak napisać świetną powieść

gg z judytą...
ja: aaa, muszę ci oddać książkę! "jak napisać świetną powieść". nie przeczytałam...
judyta: nie przeczytałaś??
ja: no nie. a trzymałam chyba z rok...
judyta: ech.
ja: w związku z czym nie napisałam świetnej powieści... ech;)
judyta: tak właśnie podejrzewałam. przez co szymborska znów zgarnie nike.
ja: właśnie...

wcale nie zmokłam

nieee... film wcale nie był słaby, a pattison wcale nie miał jednej miny... po kinie wcale nie uciekł mi autobus i wcale nie wracałam piechotą... a ponieważ parasol zostawiłam w domu, absolutnie wcale też nie padało, nie grzmiało, i w ogóle wcale nie zmokłam...

judytka: poszłaś na "wodę dla słoni"?? poleciałaś na wampira;)
ja: hehe. ale nuuuuda. "zmierzch" przy tym to arcydzieło!:) 

czwartek, 19 maja 2011

pajama party

błogosławione niech będzie pajama party, dzięki któremu mamon może spokojnie wyjść do kina, wrócić, o której mu się zachce, a rano nie odwozić nikogo do szkoły!:) 

trzy bilety na list

poczta polska jest instytucją, której mamon szczerze nie lubi. kolejki jak w peerelu i zawsze znajdzie się klient, który właśnie na poczcie musi sobie kupić bilet na tramwaj. i na tej poczcie oczywiście biletu takiego nie ma. jest biały. a on chce niebieski. i wtedy potrzeba posiadania niebieskiego biletu staje się najważniejszą potrzebą jego życia. i wiedzą o tym wszyscy. pani w okienku (molestowana o to, żeby taki bilet w tej chwili  zamówić), i z dziesięć osób w kolejce. to, że ktoś chciałby sobie wysłać jakiś list jest absolutnie bez żadnego znaczenia. mamon w takich sytuacjach stara się być cierpliwy. pod warunkiem że nie ma akurat pełni...
po opierniczeniu pana, który odpyskowawszy (niedługo nie kupi tu sobie pani nawet znaczka!), opuścił jednak przybytek, podchodzę do okienka i mówię: poproszę trzy bilety na list. 

wtorek, 17 maja 2011

plakat musi śpiewać

są różne rodzaje podrywu. na piękne oczy, kwiaty, auta. na dobre teksty i drogie prezenty. ale jeszcze nikt nigdy nie poderwał mnie na trzy butelki waniliowej coli...

sobota była taka ładna. muzea takie otwarte i takie darmowe. jedzenie takie włoskie, a piwo zimne. poszliśmy do narodowego na wystawę plakatu. a potem, sprzedawszy dziecko koleżance, zahaczyliśmy o nowe nurty. i choć wolę siostry sistars w duecie, zupełnie mi nie przeszkadzało, że śpiewają osobno. natu i pinawella. tak dobrze się słuchało. tak.
    

poniedziałek, 16 maja 2011

sunday morning

nieustający żal po niedzielnym poranku, gdy obudziły mnie motyle w brzuchu. a przecież miało już nie być motyli... 
kupiłam piękne łososiowe buty. zupełnie przypadkiem. niektóre rzeczy po prostu na nas czekają. w sklepie na półce. lub w berlinie gdzieś... nawet jeśli zupełnie o tym nie wiemy.

wystarczy, że się umyje

filip: dziewczyny to mają gorzej. muszą robić te mejkapy i takie. a chłopak to wystarczy, że się umyje.

czwartek, 12 maja 2011

i kraba

filip: jasiu na komunię też dostał rower. i kraba.

środa, 11 maja 2011

jest za czym tęsknić

shiv pisze: i miss your english.
hehe, rzeczywiście jest za czym tęsknić...

wtorek, 10 maja 2011

on tu jeszcze wróci?

kolega z pracy też miał komunię w niedzielę. wynajął salę w domu kultury. my jedliśmy w mexicanie.
kolega: u nas było to, to i to...
ja: a był u was zorro?;)

poniedziałek, 9 maja 2011

what's a girl to do

jak te lale

dzień przed
trzasnęłyśmy sobie z mąmichalską po takiej samej bjutiful spódnicy. wyglądamy jak te lale. (jakby ktoś potrzebował druhen na ślubie, może zgłosić się do nas po komunii).
dzień po
uroczystość komunijną przeżywszy, sadzę pomarańczowe begonki na kuchennym parapecie. znowu jest ciepło.

niedziela, 8 maja 2011

po tej psalmie?

filip w drodze do kościoła: a kiedy ja śpiewam? po tej psalmie?
bratowa przed kościołem (na widok halówek filipa): wujek chciał przyjechać w tenisówkach, ale widzę, że filip bardziej wyluzowany:)
mamichalska w kościele: a który to stefanek?

sobota, 7 maja 2011

jak

i jak ja teraz TAKIMI stopami mam chodzić po normalnej ziemi???

piątek, 6 maja 2011

rybki super

dzisiaj alien teatru palmera eldritcha. (boże, a jeśli znowu nic nie zrozumiem?!). jutro dr fish-spa (sms od bratowej: rybki super! mam nadzieję, że zdążyłaś kupić). w sobotę urodziny. w niedzielę komunia. filip nie ma koszuli. ja nie mam się w co ubrać. 

czwartek, 5 maja 2011

tak, tak, tak

shiv uczy się polskiego 2: tak, tak, tak, nie, nie, nie... polish is simple;)

byłam w raju

shiv uczy się polskiego: byłam w raju, jestem, będę:)

środa, 4 maja 2011

przecież euro jest za rok

wylosowałam bilety na euro. mecz 14 czerwca. (nosz, fuck, fuck, fuck! filip jest na zielonej szkole, a ja w barcelonie...)
kolega i koleżanka współczują. brat obdzwania kumpli. a ja zaczynam nawet myśleć, co mogłabym z tymi biletami zrobić, żeby nasze wakacje były WAKACJAMI (pod warunkiem że wcześniej nie dorwie mnie uefa;))  
wieczorem esemes od koleżanki: alinka, ty zostaw sobie te bilety! my głupie - przecież euro jest za rok!:)

poniedziałek, 2 maja 2011

alina

zuza kupiła nad morzem jeszcze jedną pamiątkę. tandetną syrenkę z delfinkiem w muszli.
zuza: syrena będzie miała na imię alina!

gdańsk

zimno jak w zimie. ale filipu nie daje za wygraną i uparcie chce się kąpać w morzu.
mamon: ok, jak ktoś będzie się kąpał, to możesz.
zupełnie nie docenił polaków...

całuję borsuka w dupę

zuza (lat 6), tuląc pluszaka: co ja robię, całuję borsuka w dupę?
zuza, kupując pamiątki: no, sama nie wiem... to piękne i to piękne.

nie rozmawiamy

mamon: dorka, ale fajnie, że się razem wybraliśmy!
dorka: kiedyś pojechaliśmy nad morze ze znajomą i jej dzieckiem. do dzisiaj ze sobą nie rozmawiamy:)