każdego roku w grudniu pojawia się kluczowe pytanie, co ubrać na wigilię firmową... wysyłam zdjęcia sukienki i pytam judytki, czy taka może być. judyta: mogłaby, gdybyś była zakonnicą. nie masz nic czerwonego?;) myślę "damn it, no nie pojadę", ale jeszcze próbuję, bo zdanie judytki liczy się dla mnie najbardziej: przód może nie najlepszy, ale tył jest ekstra. judyta: teraz dopiero zauważyłam plecy. niezły bonus;)
a co poza dylematami z tak zwanej dupy? byłam wczoraj na świetlikach i to był dopiero bonus! po całym tym smutnym dniu, w którym czterdzieści razy chciałam umrzeć, a z siedemdziesiąt rzucić wszystko w diabły i pojechać na bali. a zamiast tego wystarczyło pójść na koncert...
w moim domu nie ma problemu z alkoholem, albowiem piję na mieście...
znudzimy się i pozabijamy po tygodniu, ale pomyśl o tych łunach, które pozostawimy za sobą...
już nigdy, nigdy nie będzie takich wędlin i takiej coca-coli, takiej musztardy i takiego mleka, nigdy nie będzie takiego lata...
tę wąską czarną gumkę, którą ściąga włosy, nocą nosi na ręce, żeby nie zginęła. jej nocne obyczaje są zachwycające. długo by można na ten temat. długo by można na ten temat. wyjechała, lecz wróci. i niech wraca ciągle. niech ciągle powracają jej popołudniowe obyczaje, poranne i wieczorne. znowu mam życie, ona mi je robi. znowu mam życie, ona mi je robi.
szalenie sentymentalna jestem przed świętami. to taki stan, który czasami doprowadza mnie do szału;)