środa, 23 listopada 2016

venice

wenecja robi wrażenie. nawet jeśli przybywamy w deszczu i ledwo możemy trafić do casa accademia (polecam, lokalizacja świetna, a miejscówka przede wszystkim jak na wenecję dość tania, zwłaszcza że pokój dwuosobowy z łazienką, więc luksus jak nie wiem, bo ja to zwykle cs albo pokoje wieloosobowe w hostelach - ale żeby nie było - naprawdę to lubię :)). lokalizacja świetna, choć trafić nie możemy... w wąskich uliczkach z wysokimi budynkami, gdzie kompletnie ginie perspektywa, czasem zupełnie tracimy orientację. drugiego dnia jest już lepiej. nie trzeba w jednej ręce dzierżyć walizki, w drugiej parasola, a w trzeciej, o którą zwykle ciężko, mapy ;) no i jest słońce! ja chodzę w wiosennej parce, d. w samej bluzie! jest pięknie, prawie już nie błądzimy, delektujemy się widokami i włoskim makaronem. nie jest to może moje ulubione południe, ale na weekendowy wypad miasto idealne. zapraszam! 












































































wtorek, 25 października 2016

pasta

z okazji światowego dnia makaronu ze starego miasta w bari pozdrawiają przemiłe panie robiące włoską pastę, głównie popularne w tym regionie orecchiette. można je spotkać właściwie codziennie około południa na uliczkach przed ich domami. można też kupić od nich świeżą pastę, która może być wspaniałym prezentem, pod warunkiem że nie będziecie jej przewozić w bagażu podręcznym (ja po powrocie miałam jedną wielką kluskę...;)) ale, co ciekawe, nie znaleźliśmy w bari żadnej godnej polecenia knajpki z makaronami. podczas gdy pizzerie są wszędzie, makarony zdaje się jedynie w najbardziej turystycznej części starego miasta, dość drogie jak na włoskie jedzenie i niewarte wspomnień. polecam kupić ten wspaniały handmade i zrobić na przykład z owocami morza, które dostaniecie na lokalnym targu albo targu rybnym w porcie. pod warunkiem że będziecie mieli do dyspozycji kuchnię. i pamiętajcie, dzisiaj koniecznie zjedzcie makaron!  




























środa, 19 października 2016

polignano a mare

w ten deszczowy dzień zabieram was do polignano a mare, uroczej miejscowości na klifie. z bari dojedziecie tam pociągiem, podróż zajmie jakieś pół godziny. my trafiliśmy idealnie dla filipa, bo na zawody red bull clif diving, i powiem wam - były emocje! ja jednak chętnie wróciłabym na tę zjawiskową plażę i zwiedziła to piękne miasteczko jeszcze raz, w spokojniejszych okolicznościach. tłum - nawet jeśli składał się głównie ze szczęśliwych włochów - lekko mnie przeraził (a już najbardziej te kolejki po lody!;)). a propos, lody, które jedliśmy codziennie w różnych miejscach,  żeby mieć rozeznanie, nie były jakieś nadzwyczajne. no, może poza zmrożoną nutellą, która okazała się być prawdziwą nutellą, a nie lodami o smaku nutelli, przez co zasłodziłam się niemiłosiernie. kiedyś pewnie nie zrobiłoby to na mnie najmniejszego wrażenia, gdyż byłam najlepsza w wyjadaniu nutelli łyżkami wprost ze słoika, ale jakoś tak akurat wyszło, że dawno nie trenowałam. w każdym razie, wracając do lodów, w bari nie urzekła mnie nawet słynna i prezentująca się naprawdę imponująco lodziarnia martinucci. pewnie dlatego, że do dzisiaj pamiętam smak lodów w małym lokaliku w bergamo, długo nic ich nie przebije. no, może tylko kolorowa :)