czwartek, 29 listopada 2012

kwiat

pełnia. bynajmniej nie szczęścia. pełnia chujnia. (mam nadzieję, że dzieci tego nie czytają. w razie czego mówcie, że chujnia to taki kwiat).


poniedziałek, 26 listopada 2012

ja sobie myślę

południe. w telewizorze mała czarna. syn leży w nogach.
mamon: filip, idź w końcu do łazienki. nie będziesz przecież oglądał programu dla bab.
filip: mama, ja sobie myślę!

filip: plan jest taki: jem obiad, czytam, gram.
mamon: oo, super, że uwzględniłeś czytanie!
filip: uwzględniłem, bo wiedziałem, że muszę uwzględnić... 




uprzedzając pytanie: ciasteczka a la mamon, czyli kombinowane, bez jednego przepisu i na oko:) spód z ciastek digestive i roztopionego masła zmiksowanych w blenderze. w środku (czego niestety nie widać) przeboski karmel domowej roboty! przykryty czekoladowym ganache, które niestety nie zgęstniało tak jak powinno i babeczki w nim pływały. dekoracja z suszonej żurawiny przesmażonej z brązowym cukrem. ach... mamon nawet jak coś spierniczy, to jest pyszne;)

 

czwartek, 22 listopada 2012

wtf??, czyli mistrz

to nie pasikowski powinien przepraszać za pokłosie. to anderson powinien przepraszać za mistrza! przynajmniej mnie i dorkę. (i nie usprawiedliwia go nawet to, że dwa bilety miałyśmy w cenie jednego w promocji orange). dorkę bardziej, bo biedaczka usnęła. udało jej się w przeciwieństwie do reżysera wywołać żywą reakcję publiki, która zachichotała, usłyszawszy w kinie błogie chrapanie. w każdym razie zgadzam się z dorką i zaliczam "dzieło" do serii tych, które najlepiej jednak przespać.


 


wtorek, 20 listopada 2012

przez tych włochów

tak właśnie w sobotę drugi turniej tańca ulicznego wygrał ze wszystkim. ze skyfallem, z kotem, a nawet z poznań restaurant day. w przerwie śmignęliśmy jedynie na lanczyk do italiarte, gdzie pichcili prawdziwi włosi - i to było czuć! rzuciwszy się więc i zeżarłszy: bruschettę, calzone z serem ricotta i salami oraz kawałek margherity. 
znowu byłam gruba przez tych włochów... ale byłam też szczęśliwa:)


poniedziałek, 19 listopada 2012

jesteśmy w nim królowami

są takie dni, kiedy chciałabym wyjść i umrzeć. i wtedy idę na step.
 esemes od halinki: (...) mamy jedno życie i jesteśmy w nim królowami;)
 wygrałam dizajnerską miskę wielkości umywalki. w istocie poczułam się jak królowa!



sobota, 17 listopada 2012

warszawa jest moja, a ja jestem jej

lipiec w warszawie. w cudzie na wisłą z bibojami. w leniwcu na lanserskim lanczyku. w mieście cypel na pchlim targu. w charlotcie, tyjąc. na pradze, gdzie kajzerki sprzedają za bezcen! i w wielu innych miejscach, za którymi tęsknię... 


czwartek, 15 listopada 2012

różnica pokoleń

mamon, lat 33: jak tam plany na piątek?
kolega, lat 26: idę do 8 bitów.
mamon, lat 33: do 8 bitów? nie wiem, gdzie to jest...
kolega, lat 38: ale za to wiemy, gdzie jest pod minogą i kociak;)
kolega, lat 26: kociak?
kolega, lat 38, mamon, lat 33: nie znasz kociaka??;)

ale co tam lata. życie to...


foto stąd.


życie to... babcia, 80. wnuczka, 33
(wszelkie podobieństwo do zdjęcia powyżej zupełnie niezamierzone i szczerze przypadkowe)

poniedziałek, 12 listopada 2012

kaki nie wybuchają

kupiłam filipowi kaki.
wysyłam esemesa: na stole masz pomarańczową niespodziankę. uważaj, żeby nie wybuchła;)
po godzinie dostaję odpowiedź: już jesteśmy, a kaki nie wybuchają.


niedziela, 11 listopada 2012

piesek

dzisiejszej niedzieli bynajmniej nie sponsorował rogal marciński, bo nikomu nie chciało się po niego iść;) dzisiejszą niedzielę sponsorowały: piżama, gruszki i literka f jak fejsbuk (z przerwami na pracę, obiad i deser). 
inspirację znalazłam tu. lekko zmodyfikowawszy przepis, upiekłam tartę na cieście z mąki pełnoziarnistej z chińskimi gruszkami nashi (które, co ciekawe, były tańsze niż polskie). ciasto trochę za bardzo się kruszyło (żeby nie było, że zawsze mi wychodzi; pewnie dlatego tak często używam gotowców), a gruszki trochę niekształtne, ale i tak jestem z niej dumna. tralala.

nasz kotek powinien nazywać się piesek. moja elka wciąż się myli i wszystkim w domu się udziela;)


zrób mu tartę!

gdyby można było jeść ją codziennie, jadłabym! tarta - jedna z niewielu potraw kuchni francuskiej, które znam i uwielbiam! choć moje tarty to osobna historia. a więc, panie i panowie, na prośbę jednej z czytelniczek opowiem trochę o mamonowej tarcie.



większość mych tart skrytykowałaby pewnie niejedna szanująca się blogerka kulinarna, która gotowa jest zarywać nocki, by ugniatać domowej roboty ciasto. ja nigdy nie byłam na to gotowa, dlatego podstawą mych tart na cieście francuskim jest... gotowe ciasto francuskie. zwykle z lidla (bo mają też light!) za dwa złote dziewięćdziesiąt dziewięć groszy. idę więc na łatwiznę. jeśli chcecie mieć fajne danie naprawdę szybko - też tak róbcie:)



uwielbiam tarty, bo są proste, pyszne i pięknie wychodzą na zdjęciach;) najczęściej robię nadzienie na bazie serów: gorgonzoli, mozzarelli lub fety, i przeróżnych dodatków. na przykład: mozarella, suszone pomidory koktajlowe (najlepsze na wagę w tesco!) i świeża bazylia, lub gorgonzola, gruszki, orzechy włoskie prażone w miodzie, lub mięso mielone podsmażone z pomidorami, świeży szpinak podduszony na maśle z czosnkiem i odrobiną sera feta, lub duża ilość mozzarelli, odrobina gorgonzoli, krewetki tygrysie podsmażone na maśle i suszone pomidory koktajlowe, lub gorgonzola plus świeże figi, lub camembert plus suszona żurawina... uff.
tak naprawdę na tartę możecie nałożyć wszystko. jeśli lubicie bardziej treściwe nadzienie, skorzystajcie z przepisu pascala i wyczarujcie tartę z łososiem. na cieście połóżcie płaty łososia i pokrojoną w plastry mozarellę. całość zalejcie pięcioma jajami dobrze roztrzepanymi z trzydziestoprocentową śmietanką. doprawcie solą i pieprzem, posypcie pokrojonym szczypiorkiem. pieczcie w stu osiemdziesięciu stopniach około trzydzieści-czterdzieści minut.



mamon oczywiście nie byłby mamonem, gdyby od czasu do czasu nie robił tarty na słodko. do ciasta francuskiego świetnie pasują jabłka podduszone z cynamonem, rodzynkami i cukrem trzcinowym (wersja jesienno-zimowa) albo serek mascarpone zmiksowany z cukrem pudrem, a na nim świeże owoce: borówki, maliny, jagody, jeżyny... (wersja raczej letnia).



inną wyśmienitą tartą, którą udało mi się upiec, była tarta z masą karmelową i czekoladowym ganache. tym razem na cieście kruchym (u mnie z mąki pełnoziarnistej, bez kakao). przepis znajdziecie tu.
jest z nią trochę roboty, ale poza tym że jest przepyszna, rewelacyjnie się prezentuje. i ta radość, że samemu można zrobić karmel!!

a już na pewno wszystkie ciasteczkowe potwory poradzą sobie z błyskawiczną tartą bez pieczenia na ciasteczkowym spodzie. spód ten często wykorzystywany jest w sernikach. ciastka digestive (lub jakieś inne: owsiane bądź herbatniki) kruszymy i mieszamy z roztopionym masłem. gdy się połączą wykładamy spód tarty. na wierzch wylewamy czekoladową masę (czekoladę zalewamy zagotowaną śmietanką trzydziestką, mieszając, aż masa będzie jednolita). gdy masa wystygnie, zalewamy ciasteczkowy spód. na wierzchu układamy suszoną żurawinę albo kawałki białej czekolady etc. wkładamy do lodówki do zastygnięcia. jednym z bardziej udanych moich eksperymentów była masa z czekolady białe michałki. na wierzchu ułożyłam świeże borówki. nawet na dorkach zrobiła wrażenie!



i w końcu przepis na ciasto kruche. nadaje się do tart słodkich i słonych (przy słonych nie dodajemy cukru tylko szczyptę soli): dwieście gramów mąki, sto gramów cukru (może być puder), sto gramów twardego masła, 1 żółtko. mąkę i cukier mieszamy, dodajemy masło, siekamy razem z mąką i cukrem. dodajemy żółtko, szybko zagniatamy. na pół godziny wkładamy do lodówki. potem rozwałkowane cieniutko układamy na posmarowanej masłem formie do tarty. na wierzchu kładziemy folię z grochem (gdy nie mam grochu, wsypuję np. ryż) i pieczemy w stu osiemdziesięciu stopniach od dziesięciu do piętnastu minut. wyciągamy, zdejmujemy folię z grochem/ryżem i pieczemy już bez ok. dziesięć-piętnaście minut - do zarumienienia. na wystudzone ciasto nakładamy masę (np. ser mascarpone zmiksowany z ubitą śmietanką trzydziestką, odrobiną soku z cytryny i cukrem/miodem - ilość według uznania). na wierzchu można ułożyć jakieś świeże owoce albo kawałki zgrillowanego wcześniej z odrobiną brązowego cukru świeżego ananasa. możemy też nie robić masy serowej i bezpośrednio na cieście ułożyć np. pokrojone śliwki z cynamonem. zresztą sposobów na tartę są tysiące!

planowałam tarta party i zrobiłam tarta party. przynajmniej na blogu. mam nadzieję, że wszystkim smakowało. mam też nadzieję, że kiedyś i jemu zrobię tartę...;)