wtorek, 29 marca 2011

z zimna

gdy ja w kraju zastanawiam się, co mam jutro ubrać do pracy, żeby jakoś wyglądać i nie zmarznąć, pau pisze z marakeszu. one day we go to morroco together, ok? wszędzie z nim pojadę - byle tylko było mi cieplej!!!

znowu to zrobiłam... zjadłam dziecku, które akurat śpi, paczkę chrupek kukurydzianych o smaku toffi. z zimna. cieplej nie jest. za to rozbolał mnie brzuch.

poniedziałek, 28 marca 2011

złe lustra

jeśli bóg istnieje, to gdzie on był, gdy ja byłam na szopingu?? pół dnia biegania po sklepach i obnażania swych grubych ud w ciasnych przymierzalniach (złe lustra w przymierzalniach odbierały jej radość z zakupów) i tylko jedna mała torebka...
fot. mamon

bo przeszkadzają

filip: szkoda, że w naszej szkole nie ma samych chłopaków jak u mikołajka.
mamon: a co ty masz do dziewczyn??
filip: w piłkę nie można grać, bo przeszkadzają. wchodzą na boisko. dzisiaj zagadały bramkarza i wpuścił gola...

niedziela, 27 marca 2011

jeszcze nie nigella

jeszcze nie nigella, jeszcze nawet nie white plate: mamonowe wariacje makaronowe. w rolach głównych gorgonzola i krewetki królewskie. voila!
fot. mamon

sobota, 26 marca 2011

w sukience od nikogo

poszłam wczoraj do fryzjera, a tam... nie było salonu.
sławek: kochanie, tak długo u nas nie byłaś, że zdążyliśmy zmienić adres:)
(i najwyraźniej zapomnieliśmy ci o tym powiedzieć...;))
ale to jeszcze nic. dzisiaj kupiłam sobie za mały stanik. no, takie coś to mi się jeszcze w życiu nie zdarzyło;)

tego wieczoru w tvn carrie bradshaw kolejny raz wyszła za mąż. za swojego mr biga. w sukience od nikogo.

piątek, 25 marca 2011

hiszpan

przyjechał pau. (j.: pau? co to za imię??). nie pociął nas hiszpańską piłą i nie wpakował w słoiki. wieczorem zabrał do polskiej knajpy na ruskie pierogi.

gg z judytką...
ja: nocuje u nas jeden hiszpan.
judyta: no co ty! zajebiście!
ja: ładny jak ten aktor, co grał u almodovara... gael garcia bernal!
judyta: hehe, wczoraj piszesz, że masz doła, a dzisiaj, że masz hiszpana:)
ja: doła mam permanentnie. ale chwilowo mam też hiszpana:) i muszę do niego mówić. wysiłek intelektualny jest wielki!

pau pisze, że espero verte pronto i un besito. po dwóch dniach spokojnie porozumiewamy się w trzech językach. zważywszy, że w zasadzie nie znam żadnego, jest to niemały wyczyn;)

poniedziałek, 21 marca 2011

czarna dupa

kumpela: pomyślałam, że jestem w czarnej dupie. i wpisałam to sobie w google. zgadnij, co zobaczyłam;)

sobota, 19 marca 2011

namacalny dowód

dzwoni halinka: w sklepie jestem. przywieźć coś?
ja: mam hiszpańskie wino. i czasem nie kupuj słodyczy, bo jest full ptasiego mleczka...

szybko się okazało, że jedno wino na piątkowy wieczór po taaakim tygodniu to za mało. halinka pobiegła do "żółtego". taki "żółty" pod domem czynny do dwudziestej trzeciej jest namacalnym dowodem na to, że bóg istnieje.

wycieczka do świebodzina

znaleźliśmy ulotkę na wycieraczce: serdecznie zapraszamy na wycieczkę do świebodzina. zobacz z nami największy pomnik chrystusa na świecie.
filipu: dżizys!
mamon: wystarczy, że ciągle biegamy do kościoła.

dylematy

pełna lodówka niczego nie ułatwia. tak trudno się zdecydować, co zrobić na obiad...
zdecydowałam - zjemy na mieście.

czy ja mam w co się ubrać na miasto???

czwartek, 17 marca 2011

granda

wiedziałam, że skoro nie pms, to musi to być pełnia. nie poszłam do dentysty. nie będę przecież szła na pełnym wkurwie. w taki deszcz.      

środa, 16 marca 2011

pierwszy męski antyperspirant

był taki dzień, w którym mamon postanowił, że koniec z pieluchami, i posadził syna na kremowym nocniku. był też taki, w którym w celach uświadamiania seksualnego podsunął synowi wielką księgę siusiaków. aż wczoraj nadszedł ten, w którym kupił mu pierwszy męski antyperspirant adidas. i wtedy sobie pomyślał, że teraz to się dopiero zacznie.
no to się zaczęło...

mamon: filip, kupiłeś sobie śniadanie?
filip: yhy, tosta. a potem dwa lizaki.
mamon: dwa lizaki??
filip: no tak, bo jeden dla zosi.

wtorek, 15 marca 2011

stary browar

nowy tydzień (bo poniedziałki się nie liczą), nowy plaster, nowa wizyta u ortodonty. nowe buty. (w sumie to nie, ale zupełnie o nich zapomniałam. przeleżały sobie w szafie i wyciągnęłam jak nowe:)). nowe usta usta.
stary browar.

poniedziałek, 14 marca 2011

bartek opania

dzwoni halinka. ma bilety do muzycznego.
zastanawiam się nad kiecką (w końcu idę obcować z kulturą i sztuką. choć zapomniałam zapytać, co to właściwie za sztuka), ale ostatecznie ubieram swój wyjściowy (trochę już się ze mną nawychodził) czarny top. i dżinsy. do trendy butów - żeby nie było.

przed wejściem.
halina: a wiesz, że w tej sztuce gra bartek opania!
ja: no to pięknie. bartek opania, a ja przyszłam w dżinsach... 

grał też lesław żurek. kiecka wisiała w szafie. fuck fuck.

środa, 9 marca 2011

narzekamy

sms od halinki: (...) i nie mam butów na wiosnę w dodatku.
ja: a ja niezmiennie mam megadoła. już wolałabym nie mieć butów. (naprawdę to napisałam!?)

zamiast

zamiast ubrać się jak należy, włożyłam bluzę w różowe pudelki. zamiast głowę sypać popiołem w kościele, poszłam do kina rialto. zamiast się wzruszyć na jak zostać królem, nic nie poczułam. zamiast zjeść kolację jak człowiek, zjadłam bezę od kandulskiego. jak kobieta.

wtorek, 8 marca 2011

dzień kobiet

filipu: muszę pod prysznic?
mamon: tak!
filipu: a czemu nie ma dnia dziecka?
mamon: bo... jest dzień kobiet:)

wulkany

gniew mamona jest wielki. ale żeby zaraz wybuchały wulkany..?

poniedziałek, 7 marca 2011

dostaniesz kwiata

filip do mamona: jutro pójdziemy na ciacho, dostaniesz kwiata... tylko muszę zabrać portfel.
 (dedykowane wszystkim mężczyznom - żeby zabrali jutro portfele;))

niedziela, 6 marca 2011

pół youtuba

i zostaw tu matko polko dziecko samo z komputerem... pół youtuba z eminemem na moim fejsie. oczywiście dziecko jest niewinne. w każdym razie do niczego się nie przyznaje i nie wie, jak to się mogło stać.

smarki

może mamon zadaje czasem głupie pytania, ale filipu, gdy choruje, pyta tak: ciekawe, po co są smarki?
jak nasi rodzice radzili sobie bez googli??

sobota, 5 marca 2011

karmel

gdyż dziedziczka fortuny indyczej przywiozła nam ważącą z kilo pierś ptaka, od dwóch dni jemy tylko drób. dziś indyk prima sort w marynacie musztardowej. pachnie na całym poddaszu. a smakuje... mmm...

filip kaszlący, więc jesteśmy uziemieni. (a miało być kino domowe u ju&ju). w największym garnku robię duży popcorn. włączamy dvd. 

może dzień nie był najszczęśliwszy, ale żeby płakać na shreku cztery, to chyba lekko przesadziłam... na wieczór mam karmel. nie mam już popcornu.

piątek, 4 marca 2011

małe puchate dziecko

dorki nie trzeba specjalnie namawiać na wyjście, nawet kiedy jest w ciąży. no to idziemy na koncert. do bazyla. pamiętając, że rozwój muzyczny młodzieży szczególnym dobrem narodu. tak się składa, że znowu gra jeden mój kolega. 

w bazylu wypijam z trzy piwa. (nie mogę uwierzyć, że znowu będziesz miała takie "małe puchate dziecko"!)
dorka smutna przy drugim soku. (teraz to ja bym chciała mieć takie małe puchate piwo...) 
(...)
dorka: ale za to cycki mam duże;)
ja: nie dobijaj mnie. i bez tego nie jest mi lekko...

zespół gustave przeszedł do półfinału. jeszcze długo chodził za mną ten "smak"... a szkopuł w tym, że ocen twych nie słucham już, by nie burzyć mych snów. 

środa, 2 marca 2011

trzeci sezon

oglądając usta usta, wyjadłam dziecku wszystkie mlekołaki... na pierwszych reklamach zrobiłam sobie paznokcie. na drugich wstawiłam pranie (kolory, bawełna, szybkie). a na trzecich przeczytałam dwa rozdziały klary. (klara, jeśli chcesz mi powiedzieć, że płaczesz znów przez tego chujoplota, aleksa, to kończę. myślałam, że masz odrobinę instynktu samozachowawczego).
okazuje się, że gdyby nie reklamy, nic nie zdążyłabym zrobić. a tak to z czystym sumieniem rozpoczęłam trzeci sezon.