czwartek, 30 kwietnia 2009

aromaty i posypki

mamona boli gardło. od tygodnia. mimo że poddał się zabiegowi, po którym miało już nigdy nie boleć. czuje się oszukany. nic mu już przecież nie przywróci odjętych migdałków.

stan zdrowia wpływa dziś na mamonową psyche. bez zapału do pracy, bez entuzjazmu w związku z majowym weekendem, bez pomysłu na posta, bez pomocy znikąd, w końcu bez możliwości uniknięcia lekarza. będzie musiał podnieść bluzkę, głęboko pooddychać, opuścić bluzkę, otworzyć szeroko buzię, schować język, powiedzieć aaaaa, i (o zgrozo!) wykupić receptę.

a następnie nastroić się na wolne. zwłaszcza że troszkę poplanował: rowerowanie, wypad do koziegłów oraz podejmowanie gości. a na tę okoliczność pieczenie babeczek czekoladowych (made in delecta). ma to być przygrywka do tortu. o tort jednak toczą się spory w sprawie aromatów i posypek. filipu jak zwykle mądrzejszy od mamona. mamon grozi, że się obrazi i nic już w życiu nie upiecze.

ps. jedyny i najlepszy szef skrócił dziś dzień roboczy! mamon od razu poczuł się lepiej.

środa, 29 kwietnia 2009

przerwane objęcia

pochłonięta tropieniem urodzinowych tortów dla filipu (znalazłam bajeczne tu - ale prędzej wyjdę za mąż, niż choć jeden z nich przyrządzę), przegapiłam światową premierę nowego filmu almodovara. z penelopą w roli głównej! co za niefart.
zdjęcia zapowiadają ucztę ducha nieziemską w moich ulubionych hiszpańskich klimatach i kolorach.

darmowy hosting obrazków
darmowy hosting obrazków
darmowy hosting obrazków
foty

wtorek, 28 kwietnia 2009

niezłe star wars

filip ze mną nie rozmawia. zupełnie bezmyślnie prezent urodzinowy pozwoliłam mu odpakować przed czasem. co gorsza zmanipulowana do reszty dokupiłam do konsoli grę. na własne życzenie mam teraz w domu niezłe star wars. ani kontaktu z dzieckiem, ani dostępu do tv. czyli ogólnie jednak porażka wychowawcza na całej linii. a jakby tego było mało, dziecko chce mi dawać lekcje obsługi pada. przecież ja tydzień temu dowiedziałam się, że coś takiego w ogóle istnieje!

znalazłam płytę zgrabna pupa i smukłe uda (2 programy x 12 min na uda (!!! - dopisek mamona), biodra i pośladki; 35 min trening spalający tłuszcz; bonus: 12 min ekspresowy trening na całe ciało). póki co włożyłam do odtwarzacza. jak tylko telewizor będzie wolny, zaczynam treningi. moja determinacja jest godna podziwu.

od dwóch dni dostaję anonimowe smsy. autorów zawiadamiam, że ich numerów nie pamiętam (z różnych przyczyn). jeśli mają jakieś niecierpiące zwłoki propozycje (bądź jakieś moje książki lub płyty), proszeni są o podanie następujących danych: imię, nazwisko - w drodze wyjątku pierwsza litera nazwiska, wiek, stan konta, stopień onieśmielenia w skali od 1 do 10 (bądź o szybki zwrot). podania zostaną rozpatrzone w dogodnym dla mnie terminie. raczej późniejszym, bo teraz będę bardzo zajęta fitnesem.

poniedziałek, 27 kwietnia 2009

już nigdy...

dziś mamon wstał nie tylko lewą nogą, ale wszystkim lewym co tylko posiada. bez widoków na dobry tydzień roboczy. w lodówce nie było mleka (o jakże okrutne są pobudki bez kawy!). nie miał też wyprasowanej odzieży. a wiadomo, że prasowanie to największa mamonowa zmora, zwłaszcza jeśli musi się odbyć o poranku (bo są takie poranki, kiedy wszystko co mamon mógłby ewentualnie na siebie włożyć jest zmięte. ale jeśli ktoś myśli, że one są najgorsze, to grubo się myli. bo najgorsze poranki to te, kiedy wszystko jest zmięte, brudne i nie ma tego w szafie).

potem mamon usłyszał w radiu po raz pięćset czterdziesty dziewiąty o pogłębiającym się kryzysie, po raz pierwszy o świńskiej grypie oraz rozstaniu brada p. i angeliny j., a na koniec nieopatrznie wszedł na statystyki bloga. a ponieważ jego dzień był dniem bez kobiecego ani jakiegokolwiek innego orgazmu, zirytował się ilością okazjonalnych wejść w tej sprawie.

a następnie zasmucony po pachy zanucił:

zaręczyny

carrie bradshaw się zaręczyła. co prawda zwymiotowała na pierwszą myśl o tym. i na widok brzydkiego pierścionka (co mogę sobie wyobrazić). ale i tak czuję się jeszcze bardziej sama i zdradzona (pierwszy raz zrobiła mi to bridget j.!). a carrie nie powinna. tym bardziej, że w tym sezonie narzeczonym nie jest mr big!

dostałam kiedyś smsa (od koleżanki, z którą nie widziałam się co najmniej rok): pragnę podzielić się niezwykłą wiadomością. wczoraj w szklarskiej porębie na szrenicy, w blasku słońca i śniegu, xxx mi się oświadczył:). oczywiście odpowiedziałam tak.
oczywiście złapałam się za głowę. powaliła mnie niezwykłość wiadomości wysyłanej hurtowo na wszystkie (łącznie z dawno nieużywanymi) numery z komórki.

niedziela, 26 kwietnia 2009

jak łapaliśmy wiatr w szprychy

sezon rowerowy 2009 rozpoczęty! po pracowitym dniu, w którym mamon zawiózł pierworodnego na szermierkę, upiekł pstrąga w folii na obiad (bo po reklamie tv: ryba wpływa na wszystko, ma nadzieję, że na uda też), a potem z rozpędu gruntownie wysprzątał swoją ulubioną sypialnię. z kurzu pod łóżkiem i pajęczyn pod dachem (a pająki pozabijał). i już bratał się z poduszką, już chwytał pilota, gdy jego własny filipu kategorycznie zajechał mu drogę. w rowerowych trampkach. i niewzruszony protestami (jakoby chciał zabić swego ukochanego mamona), postawił na swoim. zajęty perswazją zapomniał co prawda o kasku, ale rower zabrał. popedałowaliśmy więc - był wiatr we włosach, w szprychach, i meszki na okularach mamona.

ps. wielkie podziękowania dla piotrka, który wszystkim naszym rowerom zrobił przegląd generalny, przywrócił im jędrność opon wraz ze sprawnością hamulców przednich.
ps dwa. mamichalska otworzyła wczoraj dziennik nimfomanki na losowo wybranej stronie i przeczytała: tej nocy wzięłam do łóżka policjanta
ps trzy. ostatnie newsy z grilla: policjant jednak nieśmiały. z mą michalską łączę się w bólu.

sobota, 25 kwietnia 2009

kobiety są wielkie

odchorowuję. a najgorsze, że wciąż mam przed oczami kelnera zorro, biegającego po meksykanie z płonącym ciastkiem nadzianym na zimny ogień, i mało przekonywających panów indian, grających do kotleta (nie naszego!) w rytm buena vista social club, których nie sposób było przekrzyczeć...
ale nawet te trudne warunki nie przeszkodziły nam omówić niezwykle ważnych kobiecych kwestii, trochę mniej ważnych kwestii pozostałych, i wszelkiego rodzaju kwestii nieprzewidzianych i nieprzewidywalnych, oraz użyć dwóch używek. kobiety są jednak wielkie.

***
moja piosenka na weekend:



piątek, 24 kwietnia 2009

wprowadzanie jest fajne

do judyty wprowadził się chłopak.

ja: i jak się mieszka razem?
judyta: nawet nie musimy gadać. wystarczy, że on jest w domu i jest super.
ja: to już ten wyższy poziom!
judyta: tak.

ps. do judyty wprowadził się chłopak. do mej michalskiej wprowadzi się wkrótce policjant. wprowadzanie jest fajne.

podkład

porcja domowych lekko przypieczonych naleśników ze szpinakiem i mozarellą. na które wydałam ostatnie pieniądze (ratunek w kamie, bo nadal nie mam karty!). w porze obiadowej (zwykle moja pora obiadowa przypada na dziewiętnastą). niebo; sytość, czyli uczucie zaspokojenia głodu; rozleniwienie - idealny podkład pod wspólne babskie wyjście po pracy (bo dziś malwina może). jeszcze tylko pozamykać wszystkie okna w kancelarii, zlikwidować oznaki pisania bloga, korekcenia, ewentualnie braku kreatywnych zajęć, i udać się na rynek, czyli w zasadzie za róg. nie ma to jak dobra lokalizacja. najlepiej z dobrymi lokalami. a potem zasiąść z dorcią i kamą, i delikatnie mentolowymi vogueami. i zapalić.

czwartek, 23 kwietnia 2009

podkręcić rzęsę

mamichalska poznała policjanta. poleciała na mundur. na podstawie munduru i wstępnych oględzin trudno jednak stwierdzić, czy to typ podrywacza czy typ raczej nieśmiały. trzeba zakręcić loka, podkręcić rzęsę i zatrzepotać nią w odpowiednim kierunku. by bliżej poznać. i rozpoznać.
nie pomoże płakanie mamonowi w słuchawkę. w dodatku gdy mamon uprawia fitness. we własnej sypialni. na własnym rowerku stacjonarnym. i zajęty jest liczeniem kalorii (bo tylko ten licznik w urządzeniu uznaje). wysłuchać wysłucha. ale rada jest jedna: podwinąć kiecę (tak do kolanka), przyrządzić parę szaszłyczków z lubczykiem oraz móżdżków w sosie awokado, i lecieć na sobotniego grilla, gdzie policjant będzie. nakarmić, spoić winem, trzepocząc cały czas podkręconą rzęsą!, a potem... porozmawiać o literaturze.

***

ta piosenka chodziła za mną cały ranek. to chyba przez pewien niewinny, ale jednak, flirt w tramwaju. obiekt munduru nie miał, ale dobrze mu z oczu patrzyło.



ps. ciąg dalszy nastąpi. mamichalska sprzedała mi prawa autorskie.

kinderbalu nie będzie

kinderbalu nie będzie. nie powiem, że dzięki bogu, ale w sumie odetchnęłam. dwadzieścioro krzyczących dzieci (w tym dziewiętnaścioro cudzych) tarzających się w kulkach, podtapiających w basenie, wkładających sobie popcorn do nosów* (wybrać w zależności od miejsca imprezy) to nie na nerwy mamona.
wystarczająco dużo czasu spędziłam na forach, portalach i gdzie się tam jeszcze dało w poszukiwaniu odpowiedniej konsoli. ostatecznie, potwierdziwszy wybór u kuzyna młodszego szczypiornisty (nie bój żaby!), kliknęłam przycisk zamawiam.

będzie tak, jak się umawialiśmy z filipu: najlepsza koleżanka (i bynajmniej nie dlatego najlepsza, że wchodzą w grę jakieś uczucia, tylko że jest fanką lego star wars i spidermana), kino, niezdrowy mcdonald, to się okaże czy zdrowy - ale nie łudziłabym się - tort mamonowy (obecnie etap drugi przygotowań: kupowanie blaszki) i konsola. i nie czarujmy się, ona jest tu najważniejsza. ale radość filipu, jak ją w końcu dotknie, bezcenna!

darmowy hosting obrazków
fot. brat
ps. zabijcie mnie - nie wiem, jak to zrobiłam - ale udało mi się zamieścić duże zdjęcie na blogu.

środa, 22 kwietnia 2009

pojechał allen do hiszpanii

no to pojechał allen do hiszpanii i tchnął w nią cały swój pesymizm. vicky cristina barcelona. poza temperamentną penelope (nie wspominałabym o filmie, gdyby nie ona) nic mnie nie przekonało. smutek, nostalgia i brak szczęśliwego zakończenia - choćby jego obietnicy.
nawet zawsze seksowna scarlett w tym wydaniu wydaje się mało apetyczna. a zwykle nie mogę oderwać od niej oczu.

darmowy hosting obrazków
fot.


ps. ale raczej się nie znam. recenzje ma świetne.

wtorek, 21 kwietnia 2009

bajkowe poranki

kupa. ogromna, śmierdząca (jakby kupa miała pachnieć...). kocia. kota blokowego. na mojej wycieraczce. rano. prawie w nią weszłam. fuck.
sms od malwiny. że kolokwium. że zapomniała. że przeprasza. ale że nie może. dziś nie może. może jutro. czyli że nici z plotek na mieście. nici z palenia. fuck dwa.

***
mail od chrisa. że chętnie się ze mną spotkać. ja też chętnie spotkać się z chrisem. tylko ja błagać, żeby on mówić po polsku.
mail od halinki, że dobrze się czyta. czyli pisać. pisać i nie szufladkować.

zabić się z miłości

będąc trzydziestoletnią kobietą, zdecydowanie nie powinnam oglądać małej moskwy. od razu zapragnęłam zakazanego romansu i zabić się z miłości. pozazdrościłam urody pięknej rosyjskiej aktorce i pożałowałam, że nie znam osobiście lesława żurka.


ps. po takich filmach zawsze - przynajmniej z pięć razy - muszę sobie przeczytać moje motto.

poniedziałek, 20 kwietnia 2009

co jest ważniejsze

filip: nasza pani, jak tłumaczy coś na matematyce,
to nie pozwala nikomu wychodzić do łazienki.
a siku jest chyba ważniejsze niż matematyka?

nasza rzeźnia

miałam napisać wcześniej, ale oglądałam seks w wielkim mieście. miranda jest w ciąży. to niewiarygodne, ale sama kiedyś byłam. a dziś bez dużego brzucha, za to z coraz większym facetem jeżdżę na targ staroci. moje dotychczasowe zdobycze stamtąd to: plastikowa lalka murzynka z nadpękniętą głową - dzięki czemu dostałam ją za zupełne darmo - ku oniemieniu mojemu, towarzyszącej nam judytki (obie chyba myślałyśmy, że to bardzo stara i bardzo droga lala) i filipu, bo zwykle to on wychodził z rzeźni z gratisami; malowany w niebieskie motywy kwiatowe wałek do ciasta (przydał się, gdy piekliśmy aromatyczne pierniczki na choinkę); i oczywiście wspaniały (choć chwilowo niedotleniony) francuski city velo. poza tym filmy, filmy, filmy. do teraz wszystkich nie obejrzałam. ale to nie przeszkodziło mi znaleźć następny. dwa dni w paryżu. dawno tak dobrze nie bawiłam się w kinie. zamierzam to wkrótce powtórzyć we własnej sypialni.

darmowy hosting obrazków

darmowy hosting obrazków

darmowy hosting obrazków

darmowy hosting obrazków

darmowy hosting obrazków

ps. padam na nos. a w dodatku nie wiem, co mam jutro ubrać. w pracy będę sama (szef w delegacji), ale nie mogę przecież straszyć ludzi w tramwajach.
ps dwa. dżinsy, żółty top (skoro i tak szefa nie ma) i czarny cardigan - wymyśliłam na poczekaniu. jednak teraz - bo rano ledwie widzę na oczy.
ps trzy. dobranoc.

niedziela, 19 kwietnia 2009

pożyczka

filip pożyczył mi gotówkę, bo moja nadal zamrożona - nowa karta nie nadeszła pocztą w ciągu trzech dni, jak obiecywała miła pani na infolinii. nadszedł za to czas, kiedy syn wspomaga mnie finansowo. i to pieniędzmi na play station. których bynajmniej od mamona nie wyciąga, tylko wytrwale zbiera. liczy przy tym to na wróżkę zębową (dwa kolejne zęby tracą stabilność), to na allegro (dorósł do tego, by wystawić na sprzedaż swój ukochany acz przymały plecak z batmanem), to w końcu na zbliżające się urodziny.

natomiast ja szukam łatwego (podkreślam - łatwego!) przepisu na tort orzechowy. ponieważ mam ambitny plan, że upiekę go specjalnie dla filipu. siódme urodziny do czegoś zobowiązują. matki zwłaszcza.
przy okazji natknęłam się w sieci na dobrze zapowiadającą się zapiekankę ziemniaczaną z gorgonzolą, która jutro na obiad. (bo oprócz zobowiązań urodzinowych pozostają jeszcze te obiadowe). na szczęście autor nie podał, ile ma kalorii. i mniemam, że ta niewiedza pozwoli mi ją zjeść bez wyrzutów sumienia.

ps. wczoraj na ulicy wpadłam w ramiona żywego faceta (a miałam wyjść jedynie po serek dla szefa). niestety nie był to mr big, tylko pan z warzywniaka..., i nie rzuciłam się na niego z radości, tylko zahaczyłam obcasem o krawężnik… ale co by o panu nie powiedzieć, to jednak uratował mi życie, a przynajmniej kolejnego zęba.
ps dwa. noc z lejdis. znów się poryczałam. pierwszy raz obejrzałam, gdy szef mi powiedział, że jedna z bohaterek jest korektorką. to już nie tylko solidarność jajników.

darmowy hosting obrazków

darmowy hosting obrazków

foty

piątek, 17 kwietnia 2009

film z orgazmem u kobiety

zdecydowanie za dużo siedzę w necie. a co gorsza, coraz częściej napotykam w nim zjawiskowe blogi, po których lekturze w jednej chwili opuszcza mnie wena i zawieszam pisarską działalność. moje poczucie wartości żywiło się chyba bardzo niskokalorycznym jedzeniem. bo nie wyrosło. zamiast urody i inteligencji (które zawsze wmawiała mi elka - a ja jej nigdy nie wierzyłam) widzę za grube uda, za małe piersi i raczej mikry mózg (na co może dowodów nie ma, ale nie wiedzieć czemu panicznie się boję testu iq. jakbym jednak to przewidywała. no i brat mi mówił wiele razy).
a jednak skłonność do uzależnień każe mi pisać. blog mnie wciąga i to jest silniejsze niż kompleksy.

ale obiecuję solennie, że ugryzę się w język, zanim znów napomknę o kobiecych potrzebach. moje statystyki podały, że blogmamona wyświetlił się po wpisaniu w google hasła: film z orgazmem u kobiety... postaram się, żeby było to raczej: czy kobiety w ciąży mogą jeść naleśniki z serem? - bo i takie znalazłam. bardziej prorodzinne. od teraz będę grzeczna, poprawna i pro.

na dowód dzisiaj moja mika - dziewczęco, lekko, grzecznie:

ps. wczoraj ochrzciliśmy nasz nowy blender: maślanką z truskawkami i miodem. mniami!
ps dwa. filipu zakazał mi chodzić na solarium. ale przecież szyja doszła już prawie do siebie i szykowałam się na drugi raz.
ps trzy. naprawdę nie wiem, jak ja wczoraj prasowałam spodnie, bo kanty mają bynajmniej nie w tych miejscach, w których powinny mieć.

czwartek, 16 kwietnia 2009

męska decyzja

filip podjął pierwszą męską życiową decyzję. w ogóle nie zapytał o zdanie mamona. kazał sobie po prostu spakować niebieskie spodenki do ćwiczeń i oświadczył, że teraz zamiast na dodatkowy hiszpański będzie chodził na dodatkowy futbol. masz babo placek... i prawdziwego faceta w domu! duma mnie rozpiera. że choć mężczyznom nie dawałam rady, syna wychowałam jak się patrzy. żeby jeszcze nie eksploatował mi bez przerwy laptopa i nie przychodził w nocy do łóżka. no, ale nie od razu... jak to się mówi. cierpliwie poczekam.
a propos czekania, przypomniał mi się sms od daniela - wysłany w warszawie, spod domu na myśliwieckiej: jakby co, to jestem pod klatką i palę. i nie to, że masz już wychodzić, spokojnie poczekam. i to się nazywa zrozumienie kobiety szykującej/szukającej*. (*niepotrzebne skreślić).

darmowy hosting obrazków

gdyby nie to kosmiczne tło, pomyślałabym, że to bieg na bramkę.

ps. od wczoraj jestem uzależniona od wody z miodem i cytryną!
ps dwa. moja szyja nadal wygląda egzotycznie.

nadpalona

solarium nadpaliło mi ciało. dopiero rano to poczułam. choć filip już wczoraj pytał, czemu mam taką czerwoną szyję. dekold apacza. jakbym wróciła z zagranicznych wakacji. cudowna przenosząca w ciepłe kraje wibra! a teraz muszę się okładać maślanką i pić duże ilości wody z cytryną i miodem. jedna aktorka z serialu na tvn-ie też ją pije - a przynajmniej tak twierdzi na łamach najlepiej sprzedającego się luksusowego magazynu dla kobiet. zgapiłam, żeby poczuć się jak wschodząca gwiazda. no i złagodzić skutki opalania.

ps. luka kupił sobie wiertarko-wkrętarkę (moje marzenie!). czułe sprzęgło, mocny silnik i 22 ustawienia momentu obrotowego cokolwiek to znaczy.
ps dwa. ja chwilowo nic nie kupuję - dowiedziałam się, ile kosztuje aparat na zęby.

środa, 15 kwietnia 2009

lubimy powroty

w domu czekała na nas spleśniała śmietana w lodówce, obsypujące się bazie i wygłodniała ryba. oboje jednak odetchnęliśmy z ulgą, że wróciliśmy. nie ma to jak własne przytulne poddasze. choćby bez drzwi do łazienki (wyleciały z zawiasów) i wielu innych luksusów (czyt. wanna!). zadomawiamy się od nowa. święta wybiły nas z rytmu. trzeba uzupełnić zapasy kawy, owoców, rumiankowego papieru toaletowego regina i prażonego słonecznika z solą. wstawić pranie i spakować plecaki na jutro.



ps. przed wyjazdem, z polecenia agi, solarium wibra: wyszczuplanie, antycellulit, relaks i rehabilitacja - w jednym! jednak po wczorajszym piwku, mało nie wytrzęsło ze mnie wnętrzności. a cellulit jak był, tak jest.
ps dwa. dotarła do mnie straszna wiadomość - Dynastia Tudorów skończy się na czwartym sezonie!

wtorek, 14 kwietnia 2009

rozmemłanie

jak ja nie lubię poniedziałków! a już wielkanocnego zwłaszcza (przemoczenie, przejedzenie i znudzenie). leniwa atmosfera wychodzi mi uszami. siadam i korekcę. choć w dzień święty się nie godzi.
elka, odgrzewając żurek, odrysowuje jacka sparowa. filipu marudzi, że nie tak. a mi się ta jej kreska podoba. pamiętam, jak kiedyś rysowała mi piękne księżniczki i walecznych rycerzy. do dziś takich szukam w realu.
świąteczne rozmemłanie przerywa telefon. jacek-kurt jest co prawda po dwóch nockach, ale na piwko bardzo chętnie. w popłochu zbieram kosmetyki i soczewki. wracam do żywych i zrobionych na bóstwo.

poniedziałek, 13 kwietnia 2009

jak zając zaspał

zając zaspał! a filipu nigdy nie zasypia na zająca. wręcz przeciwnie - budzi się bladym świtem - i trzeba przyznać, że jest w tym odosobniony. (może dlatego, że do nikogo innego z nas zając nie przychodzi już od dawna). prawie zrobiła się afera. w półśnie, ale jednak, musiałam ratować sytuację. wypadało. tym bardziej, że poprzedniego dnia własnoręcznie skrzętnie wielkanocny prezent schowałam w szafie. schowałam i zapomniałam. na amen. jednak bóg czuwał i zainteresowany pobiegł do łazienki na siku, a mi udało się w tym czasie wydostać paczkę i w stresie - bo przecież mogło się wydać - wrzucić pod łóżko (że niby zającowi wypadła). uff! mamon to ma życie pełne wrażeń. (jutro śmigus-dyngus...)

***
nadodrzańskie dialogi spacerowe

wuj zden ornitolog: to jest wrona.
filip: nie, gawrona.

darmowy hosting obrazków


darmowy hosting obrazków
na starym moście w stanach (pod nową solą) fotografował nas mój brat. mówi, że w końcu ma dowody, że nie jesteśmy normalną rodziną.

niedziela, 12 kwietnia 2009

seria niefortunnych zdarzeń

wczoraj: zostawiłam swoją niebieską kartę z delfinkiem we wpłatomacie (czym skazałam ją na wciągnięcie i zniszczenie), i nową myszkę komputerową w autobusie (odjechała o północy nowosolskim pks-em), oraz popsułam pompkę do roweru (a tak chciałam pojeździć dla relaksu).
dzisiaj: filip zamiast święcić święconkę poświęcił trawnik obok kościoła św. antoniego (skutki obżarstwa porannego. św. antonii przewraca się w grobie), a rodzinka prawie skasowała mi kompa na skypowych rozmowach z ciocią wiesią (na szczęście ostygł i okazało się, że żyje).

jak nigdy potrzebowałam pocieszyciela i... znalazłam pięciu:



sobota, 11 kwietnia 2009

piątek, 10 kwietnia 2009

kolejorz jest

nie ma nic gorszego niż na kacu zaleczanym chudą maślanką zorientować się, że piątkowa wyborcza, nabyta specjalnie dla co jest grane, co jest grane nie posiada. (a kolejorz jest!). weekend prawie, człowiek chciałby o kulturze poczytać. ducha nakarmić. dzwonię do dorci, pytam, czy ona ma. może pani na poczcie się zaczytała i zapomniała mi oddać? dorcia nie kupiła dziś gazety. za to też narzeka na kaca.
starość daje o sobie znać na każdym kroku. no bo żeby po dwóch piwach tak się czuć? dorcia zwala na fajki. może być. w przeciwieństwie do piwa nie skończyło się na dwóch. a jeszcze grubas dorci (bo moje delikatnie mentolowe vogue wyszły wcześniej) wypalony na przystanku nocnego autobusu - gwóźdź do trumny!
przepalone czy nie, umawiamy się na kolejny raz. bo dla takich razów naprawdę warto.

***

dziś zaśpiewa piękna sophia. zgadnijcie, czego będę jej zazdrościć do końca życia...


ps. wszedł szef z wyborczą. on co jest grane ma. a więc jednak pani na poczcie...
ps dwa. przede mną wizytówka wciśnięta wczoraj na chodniku (christopher; mówił, że lubi kobiety w okularach i zapraszał na kawę). zawsze chciałam, żeby to było właśnie tak, jak na filmach. a teraz zastanawiam się, czy zadzwonić.
ps trzy. postanawiam zrobić sobie własne mamonowe wizytówki.

tęsknoty

co robi filipu pod nieobecność mamona (oprócz nauki jazdy na deskorolce): czyta prababci helence komiksy kaczora donalda (w zamian za kupno kolejnego numeru - ale za to od deski do deski), zachwala kotlety babci eli (mówi, że są niepowtarzalne), nadal zbiera pieniądze na playstation (wycyganił już kolejną piątkę), nie może się doczekać, kiedy wuj zden przyjedzie (może coś dorzuci), tęskni za mamonem.

co robi mamon pod nieobecność filipu? popada w depresję (bo pełnia), łamie nowego paznokcia (nici ze świątecznego lansu), idzie na solarium (lansu ciąg dalszy, a poza tym naświetlanie dobrze mu robi na chandrę), kupuje filipowi zająca (bionicle + dwa kinder jaja), stołuje się na szkolnej w barze apetyt (na zmianę naleśniki ruskie i ze szpinakiem, w przypływie gestu surówka z białej i sok z kaktusa), ponownie umawia się na piwo (korzysta póki może, a święta na kacu jakoś przetrwa), czyta fora o aparatach na zęby (bo zaczyna dbać o te, które mu pozostały), tonie pod ilością korekty (i pomału ślepnie, a wciąż napływają nowe), tęskni za filipu.

***

dialogi przy piwie

rosia: on jest taki, taki i taki. nic z tego już nie będzie.
ja (choć wiem, że to ryzykowne): no, ale może się zmienił..?
obie wybuchamy śmiechem.

czwartek, 9 kwietnia 2009

pełnia

konsekwencję wyssałam chyba z mlekiem elki... zamiast na rower poszłam na piwo. papieroski też były. na deser dove - cynamonowy sen pomarańczy. w sam raz na skórkę pomarańczową moich ud. i specjalnie na pełnię. bo mi bynajmniej żadne życzenia się nie spełniają. chandra i zniechęcenie. zresztą każda wróżka odradza tego dnia strzyc, opalać, operować. bo niedobrze się strzyże, słabo opala, gorzej goi. takie tam astrologiczne przestrogi. ale ja jednak odkładam wszystko na później.

ps. w pełnię nawet tęsknota za filipem jest większa...
ps dwa. a filip chwilowy brak mamona rekompensuje sobie jazdą na deskorolce znalezionej u babci na strychu.

chandra

dziś na nastrój nieprzysiadalny (nic tylko bym wyszła z pracy, zapaliła i wypiła...) parę fotek. wygrzebałam ostatnio w soli. jakość kiepska, ale za to jaki klimat. pierwszy dzień wiosny 93. prawie sto lat temu, a jak dobrze się wspomina!

fot. 1. porażone słońcem
fot. 2. dama z łasiczką
fot. 3. dama z łasiczką i pieskiem
fot. 4. cztery damy

fot. 5. cztery damy na drabinkach
fot. 7. zmęczenie ogólne

ps. rzecz się działa na terenie pracowniczych ogrodów działkowych.
ps dwa. a zapozowały: aga, gosia, dwie monie i alinka.

wtorek, 7 kwietnia 2009

reprymenda

no i dostało mi się po łapkach. zasypały mnie maile od oburzonych chłopców. ale nie mogę przecież wciąż pisać o bibelotach, garmażerce i serialach. od czasu do czasu wsadzam kij w mrowisko. fukam i fuckam. moja nieposkromiona natura diablicy mi to nakazuje. (choć wyglądam jak anioł).
stało się więc jasne, że tej wiosny na pewno się nie zakocham. skupię się na modelowaniu grubych ud. w tym celu dosiądę mój piękny miejski motobecane, znaleziony zeszłego roku w starej rzeźni i nabyty w jednej chwili. ech, to była dopiero miłość od pierwszego wejrzenia! a rumak ów to najlepszy poskramiacz niegrzecznych dziewczynek;)


fot. maciej lemański

ps. układam grzeczne nie do wytrzymania życzenia dla kontrahentów. a na myśl przychodzą mi same niedozwolone rymy. z dużymi jajami. a miały być bez jaj...
ps dwa. luka kusi trzecim sezonem tudorów. ale ponieważ znowu nabroiłam, muszę obiecać poprawę. będzie ciężko.

niemożliwy ożenek

filip: a wiesz, dlaczego brat nie może się ożenić z siostrą?
ja: ? (choć wydawało mi się, że wiem)
filip: bo oni i tak już się kochają.

ja też mam w d... te gierki

czytam i nie wierzę własnym oczom;
jestem ładna, wysoka, pewna siebie. nieskromnie? prawdziwie. i dlatego nikt, łącznie ze mną, nie potrafi zrozumieć, jak to jest, że jestem sama.
to niemożliwe, ale ja tego nie pisałam.
zrobiłam test "dlaczego nadal jesteś singlem"? i wyszło, że za bardzo się staram. pogrzebała mnie odpowiedź, czy wysyłasz pierwsza sms-a po randce. nie wolno. więc psychozy dostaję, ale twardo czekam. w końcu jest sms. prawie zawsze po trzech dniach. ta pieprzona zasada trzech dni. kto ich tego nauczył?
ja znam zasadę dwóch dni - że jeśli chłopak się nie odezwie, to nici z kolejnej randki. ale nawet jeśli od początku ją planuje, czeka dokładnie 48 godzin, żeby mi o tym powiedzieć. ja w tym czasie chodzę po ścianach i obgryzam wszystkie paznokcie, bo chciałabym napisać (a pierwsza nie mogę!). judyta już dawno mi zabroniła - bo trzeba grać niedostępną.
ale idźmy dalej: i zastanawiam się, gdzie ja jestem? w podstawówce? no, nie w liceum - wtedy w całowaniu nie było żadnych ograniczeń. przecież się na niego nie rzucę! to ponoć ich upokarza! (...) więc czekam. ale czwarta, piąta randka. i nic. czuję się, jakbym spotykała się z młodszym bratem.
czy to na pewno nie mój tekst..? przecież to jest o mnie.
jako nastolatki po kilku chwilach chodziliśmy za rękę. a teraz, gdy na randce spotyka się para 30-latków atmosfera ma gęstość ołowiu a pocałunek jawi się jako deklaracja na życie.
bez komentarza...
może po prostu się w tobie nie zakochał? (...) no może, ale w takim razie po cholerę - choć do mnie się nie odzywa - wypytuje mojego kumpla, co u mnie, i wzdycha, że ja to byłam naprawdę fajna... (...) no, stary - to w końcu chcesz, czy nie?
od dawna nie spotkałam takiego, który zdecydowanie chce.
ty całą sobą komunikujesz: jestem silna, niezależna, nikogo nie potrzebuję. no, ale co ja na to poradzę? mam udawać głupią?
niestety na pewno głupszą niż on.
ja mam w d... te gierki! nie będę udawać księżniczki i na zimno kalkulować, kiedy zgodzić się na spotkanie, a kiedy go spławić, żeby się napalił. jak mam ochotę pierwsza napisać smsa - to napiszę! a jak faceci się boją, to niech spadają!
a ja się pytam, gdzie są ci, którzy się nie boją??

ps. koleżanka mojego kolegi mawia (a on to powtarza i potwierdza), że faceci dojrzewają pięć lat po śmierci. czyli, że naprawdę nie ma już dla mnie nadziei..?
ps dwa. nadeszła korekta. czas zająć się robotą. a nie ciągle tylko te głupoty...

poniedziałek, 6 kwietnia 2009

moim kurtom

zawsze gdy wybieram się do soli dzwonię do jacka. jacek-kurt: lat trzydzieści kilka, swego czasu bożyszcze licealistek wzdychających do kurta cobaina, dziś prawie dorosła córka. pierwszy facet, który dał mi w prezencie prawdziwe perfumy. i zabierał ze sobą na imprezy do studenckich klubów do zielonej góry. poza tym że wciąż wygląda jak idol z seattle, nadal lubi umawiać się ze mną na piwo. i odprowadza potem pod same drzwi, mimo że wie, że nie działa już na mnie tak jak kiedyś, a może właśnie dlatego.

były czasy gdy 5 kwietnia w lasku piło się wino marki tur ku pamięci cobaina. dziś tura pić nie będę, ale ponieważ wciąż pamiętam ten smak i sentymentalnie ściska mnie w dołku - ze specjalną dedykacją dla jacka-kurta - moja ulubiona piosenka nirwany:

niedziela, 5 kwietnia 2009

kultowy

po pięknym acz ciężkim dniu (zakupy, plac zabaw, kawka u agi) padam zmęczona na twarz, włączam telewizor, i nie wierzę własnym oczom. dziennik bridges jones! nie byłabym sobą, gdybym nie obejrzała po raz trzechsetny.



ps. ważniejsze zmiany w soli: net działa!
ps dwa. po filmie - kąpiel z bąbelkami. ten kto wymyślił wannę był wielki!

sobota, 4 kwietnia 2009

prezent

nadjeżdżamy! elka już zaciera ręce. mam nadzieję, że nie szykuje żadnych niespodzianek typu książki z serii tych, których nie da się czytać. bliskość - zaufaj sobie i innym - dostałam pocztą na trzydzieste urodziny. ryczałam pół dnia - że jak mnie ma jakiś facet zrozumieć, skoro własna matka mnie nie rozumie, nie zna, nie kocha... wbija nóż w plecy i to za pośrednictwem poczty polskiej!
tylko dlatego, że w porę ubłagała, dzieło przez bardzo małe d nie trafilo do recyklingu. koniec końców dostałam scrablle, który to oto bardzo trafiony prezent sama sobie wymyśliłam, zamówiłam na allegro i zapakowałam. na gwiazdkę jest to samo.

ps. gwoli wyjaśnienia; szkoła filipu zarządziła święta tydzień przed świętami. a ponieważ mój szef świąt nie zarządził, muszę podrzucić malca elce. ale w niedzielę wracam! i wtedy hulaj dusza, dzieci nie ma! - plan na najbliższy tydzień wkrótce. póki co czekam na ciekawe propozycje;)
ps dwa. mój play bezprzewodowy w soli nie załadowywuje się. będę w traumie, bo będę odcięta. a posty na blogu będą opóźnione, za co z góry przepraszam.

piątek, 3 kwietnia 2009

drugie dziecko

no i wychodzi na to, że kilo ryb w szpinaku sama będę musiała zjeść - w nocy udało mi się zamieścić stat w blogu! hallelujah! może to nie takie ważne, ale w końcu blog to moje drugie dziecko i chcę dla niego jak najlepiej. niech rośnie i się ubogaca. zwłaszcza że dochodzą mnie słuchy o coraz to nowych i coraz to bardziej zaczytanych wielbicielach mojej spontanicznej, lekko rozbuchanej twórczości. rozpiera mnie duma, że druga pociecha równie udana jak pierworodny, wyrosły notabene na moich zasolonych zupach, tostach z żółtym serem, oraz ochach i achach otoczenia (ale póki co nie zauważyłam jeszcze oznak obrastania w piórka, choć wuj ornitolog, więc właściwie nie byłoby to takie dziwne).

w każdym razie mile połechtana tu, a zwłaszcza ówdzie, poczytałam sobie troszkę wstecz, i, no cóż... jem, kupuję, znowu jem, a w przerwach między jedzeniem i wydawaniem ciężko zarobionych pieniędzy, obgaduję facetów. oto obraz trzydziestolatki mojego autorstwa.
a najgorsze, że nadal zamierzam to robić.

***

wczoraj miałam pomyć okna, ale tak się rozpędziłam, że z rozpędu wyprałam też dywan. wszystko w rytmach silver rocket. jedną z moich ulubionych piosenek (wokal monika brodka) z płyty tesla dedykuję teraz wszystkim, którzy mnie czytają;

przysięga

wracając wczoraj z pracy, byłam świadkiem chodnikowej rozmowy:
mama do synka: czemu nie było cię na tych zajęciach?
synek (gorliwie): na boga wszechmogącego przysięgam, że byłem!

filipu by pewnie przysięgał na star wars...

czwartek, 2 kwietnia 2009

święta w kurorcie

namawiam judytkę na wielkanoc w kurorcie nowosolskim (sławne nadodrzańskie zagłębie krasnali). kto właściwie powiedział, że na święta się zabiera chłopaka? przyjaciółka przecież na takie wyjazdy o niebo lepsza! nie trzeba się stresować, że rodzinie się nie spodoba (bo przyjaciółki się zwykle podobają), i chować na ulicy przed dawnymi kolegami (a potem grubo z tego tłumaczyć). no i nie ma to jak przelecieć się z kobietą po najlepszych lumpeksach w kraju (pokażcie mi chłopaka, który by miał na to ochotę).

poza tym prowincja czeka na takie miłe kreatywne turystki. a teraz czekają też znudzone wielkanocne barany, baby, jaja, kurczaki, palmy etc. mój niedoszły szwagier mawiał na nudnych imprezach: tu już się nic nie wydarzy... i zmieniał lokal. i one też by tak chciały, a muszą grzecznie w koszyku, a potem na tym samym stole i, co gorsza, na tym samym talerzu kolejną imprezę. judyta - świeżo po lekturze nigelli - takie by im święta urządziła... takie łososiowe placki ziemniaczane i lody bananowe! że zapamiętałyby do końca życia, a do końca wielkiej nocy to już na pewno.

zdjęcie

spięcie klatki

nasi wygrali dziesięć do zera! a ja wczoraj po czwartym golu przełączyłam tv na you can dance, żeby nie daj boże nie oglądać, jak san marino wyrównuje w drugiej połowie. ale jednak nie trzeba było. taki wynik zdarza się pewnie raz na sto lat, a może raz na prima aprilis. zwłaszcza naszej drużynie. co z tego, że przeciwnik słabiutki? nie tacy słabi z nami wygrywali... tym razem chłopcy spięli klatki i proszę, rekord jak malowanie! ben szczęśliwy. kibice usatysfakcjonowani. my z filipem pozytywnie zadziwieni. jak tak dalej pójdzie, mecze od deski do deski będziemy oglądać. bez przełączania.

to nie był żart

dostałam prawdziwie primaaprilisowego smsa od dorci: jest potrzebna hostessa na mecz lecha w niedzielę do sprzedaży magazynu kolejorza.
od razu wyobraziłam sobie siebie w krótkiej mini przeciskającą się z naręczem miesięczników trybunami pełnymi rozbestwionych kibiców. to nie był ładny widok. jestem za stara i mam za grube uda - pomyślałam - ale mimo to zadzwoniłam po szczegóły pod podany numer. i kiedy odłożyłam słuchawkę (a właściwie już wcześniej - gdy usłyszałam stawkę), spracowało mi, że dziś jest ten dzień, że dorcia jaja sobie robi, że to nie może być na poważnie, i że znowu dałam się nabrać...

ale najgorsze, że to nie był żart.

środa, 1 kwietnia 2009

prima aprilis

na dobre poczułam, że wiosna, gdy naszły mnie natrętne myśli o nowej fryzurze i malowaniu podłogi w sypialni. w pięknym zgaszonym fiolecie będzie wyglądała jak z katalogu elle deco. ja w pięknej nowej fryzurze - jak karolina malinowska na sesji kolekcji wiosna/lato 2009 dla simple (co najmniej!).
rano na ryneczku kupiłam okazałe bazie (5,00 zł). obok dwóch jabłek lobo (2,60 zł za kilogram) były jedyną rzeczą, na którą wystarczyło mi funduszy. ceny nowalijek zwaliły mnie z nóg (ostatni raz miałam to przy bananach). postanowiłam zdrowe odżywianie ograniczyć do mrożonek, i posadzić rzeżuchę na parapecie.
oprócz tego uknułam nikczemny wiosenny plan wyswatania kuzyna szczypiornisty z malwiną opiekunką. plan ostatecznie spełzł na niczym, gdy okazało się, że malwina ma chłopaka (filipu wygadał). a oczami wyobraźni widziałam już kolegów, których kuzyn przedstawia mi w ramach rewanżu...

w każdym razie w horoskopie na dziś: wieczorne randki okażą się udane. gdybym miała w planach chociaż jedną... i gdyby dziś nie było prima aprilis.

zdjęcie