sobota, 30 kwietnia 2011

vanilla coke po raz drugi

sms od shiva, który jedzie do nas z berlina: hmm... i have vanilla coke!
shiv przywiózł moją ulubioną colę i sherry sweet amoroso. no to sobie popiliśmy... tak że pakowałam się o drugiej w nocy. 

sweter nergala

z pudelka: doda spaliła na balkonie ulubiony sweter nergala. 

co ty na siebie włożyłaś??

ja do kolegi z pracy: o fuck, dziś ślub williama i kate! mogłam się lepiej ubrać;)
kolega: no, a przynajmniej nie w piżamę! (miałam na sobie dzianinowy kombinezon w kwiatki z nowej kolekcji h&m...)

odbieram filipa ze szkoły (w tym samym kombinezonie).
filip: co ty na siebie włożyłaś??

czasami odnoszę wrażenie, że otaczają mnie sami modowi ignoranci..;)

piątek, 29 kwietnia 2011

pójdziesz tak do kościoła??

gdy zobaczył mnie w porwanej bluzce river island, syn mój zapytał: pójdziesz tak do kościoła??
muszę chodzić do kościoła, to chodzę, ale żeby kościół dyktował mi trendy?! 
na dodatek chrzestna (mamichalska!) domaga się oficjalnego zaproszenia na uroczystość (ale że nie wystarczy, jak zaproszę cię mailem??). 
boże, daj mi siłę, bo muszę jeszcze nakarmić kota sąsiadów.

czwartek, 28 kwietnia 2011

o dziewczynie, która jadła kredę

bóg i hiszpan świadkami, że chciałam dziś położyć się przed północą... i bynajmniej nie malowałam paznokci. pisałam bloga, czytałam środę i obejrzałam dokument w telewizji o jednej anorektyczce i dziewczynie, która jadła kredę (x ograniczyła spożycie kredy i obecnie je tylko jedną kredę dziennie)... 

pictoplasma, czyli w krainie czarów

ale ja nie chciałabym mieć do czynienia z wariatami - rzekła alicja. - o, na to nie ma już rady - odparł kot. - wszyscy mamy tutaj bzika. ja mam bzika, ty masz bzika. - skąd może pan wiedzieć, że ja mam bzika? - zapytała alicja. - musisz mieć. inaczej nie przyszłabyś tutaj. (levis carroll, alicja w krainie czarów).

marcowy zając: "filiżankę herbaty?" (alicja w krainie czarów, tim burton)


środa, 27 kwietnia 2011

o jezuuu

próba przed pierwszą komunią. ksiądz rozdziela role (a które z dzieci zaśpiewa psalm?)
bez namysłu zgłasza się stefan, który zresztą zgłasza się do wszystkiego. 
ksiądz: ok, stefan!
z końca kościoła słychać jęk mamy stefana (bo najwyraźniej ma już przed oczyma, jak syn swym wykonem kładzie całą ceremonię):
o jezuuu, przecież on nie umie śpiewać!

filip też zgłosił się do śpiewania. na szczęście umie. nie znamy tylko tej piosenki;) 

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

lany poniedziałek

i po co myśmy w ogóle oglądały z bratową te nowe usta usta w internecie?? że się spłaczemy, to było po prostu zwyczajnie do przewidzenia. nie trzeba być kobietą. odcinek smutny strasznie. jeszcze płakać się chce. lany poniedziałek.

niedziela, 24 kwietnia 2011

puree

brat ornitolog przy świątecznym obiedzie: filip, nie śmiej się, bo ci ziemniak pójdzie nosem i będziesz miał puree.

nic

brat ornitolog do chrześniaka: co tam ksiądz mądrego mówił?
filip: nic.
brat ornitolog: i oto dlaczego wujek nie chodzi do kościoła;)

nóż na gardle

jacek kurt: strasznie jestem ostatnio leniwy. do wanny na dłużej wchodzę tylko wtedy, jak mam nóż na gardle;)
mamon: czyli jak piszę, że wychodzimy na piwo?:)

happy easter

prawdziwy mężczyzna powinien umieć pokazać, że ma jaja, bez opuszczania spodni. happy easter!

sobota, 23 kwietnia 2011

jak tam się ogólnie ogarniesz

mail do jacka kurta: napisz mi tylko, o której w sobotę.
jacek kurt: czy ja wiem? jak tam się ogólnie ogarniesz.

hmm... trochę ryzykowne. zwłaszcza że ostatnio nie ogarniam;)

mein haus am see

berlin ogarniałam. nie trzeba było pędzić, ani pracować, ani też zmywać naczyń. jedliśmy raz sushi, raz falafel, popijając waniliową colą lub lokalnym piwem. 
a wieczorem poszliśmy do mein haus am see... berliner mit waldmeistersirup (!). lech (!). mojito pachnące miętą. zjawiskowa muza. zjawiskowi ludzie (jak pan w brzydkim błękitnym sweterku z białym niedźwiedziem czytający gazetę). palarnia za szybą. 24 h. wrócić tam tak chciałabym.


Deep88 feat The Huge - Italo82 from 12records on Vimeo.

parę porozrzucanych kiecek

idziemy z piotrkiem na piwo.
sms: o 21 będę u ciebie.
ja lekko przerażona: ale wychodzimy! bo mam bałagan...

zresztą, zaraz tam bałagan... parę porozrzucanych kiecek, kosmetyków i trochę bielizny;)

piątek, 22 kwietnia 2011

malowanie paznokci

mamon: ja tego życia ostatnio nie ogarniam. ciągle gdzieś pędzę. albo pracuję. albo zmywam naczynia... na nic nie mam czasu. za dużo. za szybko. za bardzo.
dorka bezlitosna: ale na malowanie paznokci to masz czas:))

no bo jak tu ogarnąć piętnaście wiadomości z grupona, srupona i fast deala, trzysta mps-ów do korekty i cztery dni wolnego??? 

spacer

spacer po wietrznym berlinie...

wszystko w porządku

kino muza. tani czwartek. drugi rząd. dwudziesta. wszystko w porządku. dawno żaden film nie był tak świetny! 
wracamy z brzemienną dorką zadowolone mega z tego kina. na starym przed jednym klubem tłum ludzi. czuć zapach marihuany.
dorka rozmarzona: oo, maryśka:)
mamon trzeźwo: dorka, zabieraj brzuch i idziemy!

wtorek, 19 kwietnia 2011

lunch z hiszpanem

pierwszy raz w życiu sama zabukowałam bilety:))) lecę na lunch z hiszpanem. a zaraz potem na plażę. mam jakieś dwa miesiące, żeby pozbyć się cellulitu i zlikwidować rozstępy. to może być trudne.
(ja do kolegi, którego żona sprzedaje kremy: a, nic już nie zamawiam, bo potem i tak nie mam czasu, żeby wklepywać te wszystkie gówna).
a ponieważ wczoraj zorientowałam się, że pupa po zimie też całkowicie wymknęła mi się spod kontroli, odstawiłam makarony i lody waniliowe po północy. pytanie, co ja teraz będę robić w łóżku...



nosem

justa: po coli dobrze się beka:)
filip: noooo! a raz to nawet piana poszła mi nosem!

niedziela, 17 kwietnia 2011

jessica?

mamichalska próbuje się do nas dodzwonić w niedzielę. odbieram za drugim razem.
mamichalska: a wy co - znowu w kościele?:)
mamon: nie, teraz w maltance...

wracając, bawimy się w słowa.
justa: a co jest na "a"?
filip: alba!
justa: jessica?
mamon: nie... komunijna;)

fischikella

syn nocuje u koleżanki, a ja wypiwszy piwo z halinką grzecznie wróciłam na zimne poddasze. znowu tęsknię. i znowu jest pełnia.

sobota, 16 kwietnia 2011

berlin trip 2011

pomysł na berlin zrodził się w warszawie. nie wiem sama - podczas jedzenia pomidorowej ze śliwką i cynamonem czy też nie. najważniejsze, że po powrocie judyta stała się autorką projektu berlin trip 2011, w którym mieliśmy wziąć udział. i pewnego pięknego dnia dostaliśmy maila treści następującej:
(...) w planach mamy darmowe wystawy organizowane w ramach pictoplasmy http://festival.pictoplasma.com/character-walk-2011. na tej stronie jest też mapka, gdybyście chcieli sobie wydrukować.
w niedzielny poranek możemy skoczyć na jakiś flohmarkt aka pchli targ. generalnie pomyślcie, co chcecie robić, zobaczyć, kupić etc.
marta - jak nazywała się ta fajna knajpka, gdzie ostatnio byliście? (pytanie retoryczne, bo znając martę, pewnie i tak tego nie przeczyta:)))) (a jednak!)
postudiujcie plan miasta i rozkład u-bahnow. ja nie mam pojęcia, jak się przemieszczać po berlinie:)

mamon, co było do przewidzenia, o wydrukowaniu mapki przypomniał sobie w pociągu, a o tym, co chce zobaczyć, robić, kupić etc. w ogóle nie pomyślał. domyślacie się oczywiście, że tym bardziej nie przestudiował planu miasta i rozkładu u-bahnow...
wyjął za to z dna szafy płaskie obuwie zakupione któregoś lata specjalnie na koncert madonny, nabył przewodnik gazety wyborczej, który pospiesznie w biegu przekartkował, i na pełnym spontanie pojechał napić się waniliowej coli w mieście, które nie było wprawdzie barceloną, ale jak się okazało, bez wątpienia było jego miastem;)

cdn.

czwartek, 14 kwietnia 2011

bo cała polska czyta dzieciom

piekarnik. bo obiad. zlew pełen naczyń. bo od dwóch dni nie zmywałam. ferdynand wspaniały, bo cała polska czyta dzieciom. tak bardzo poszłabym na ten koncert dziś...

o tym pinokiu

wyjątkowo ciężki dzień...
kolega: ty ciągle pracujesz, a papierów nie ubywa.
ja: mam nieodparte wrażenie, że ta korekta nigdy się nie kończy. od kilku dni nie wchodziłam na pudelka!;)

mamichalska: ale co ja moim dzieciom w szkole o tym pinokiu dziś pierdoliłam, to nie wiem...

środa, 13 kwietnia 2011

każdy po swojemu śpi

berlin musi poczekac. pilnujemy jurka. mama jurka na randce.
jest mała gemela, ale ogarniamy. czasami tylko trzeba ratować kota.
mamon: co to piszczało?
jurek: nie ja!

karmimy się...
wyciągam z szafki kubek, żeby zrobic kakao, i stawiam na blacie. słychać melodyjkę.
filipu: on gra, ten kubek.

usypiamy się...
mamon: jurek, zamknij już oczka.
jurek: ja nie chcę zamknąć oczek. każdy po swojemu śpi.
zamknął, gdy tylko mamon swym niskim seksownym głosem zaśpiewał mu: pora na dobranoc, bo już księżyc świeci, dzieci lubią misie, misie lubią dzieci
filip nie poddał się tak szybko. tym razem uległam ja. pozwoliłam mu oglądać usta usta
korzystając z okazji, że u justy jest wanna, teraz biorę kąpiel. bosko!  

wtorek, 12 kwietnia 2011

w poszukiwaniu waniliowej coli

a już wkrótce! w poszukiwaniu waniliowej coli, inspiracji i czapeczki supreme, czyli berlin trip 2011.

to jak malujemy?

zamiast siedzieć na tyłku, pojechałam zrobić sobie paznokcie. w myśl motta króla juliana: teraz prędko! -  zanim dotrze do nas, że to bez sensu. 
pani kasia na koniec: to  jak malujemy?
ja: nie wiem, może jakoś delikatnie...?
pani kasia, nie kryjąc rozczarowania: jeszcze chwilę się pani zastanowi.
po piętnastu minutach...
pani kasia: no to jak malujemy?
ja: no to może na czerwono...?
pani kasia wniebowzięta: w końcu mówi pani do rzeczy:) 

mam takie szpony, że właściwie nic nie mogę robić. czerwone jak moja nowa lampa. 

niedziela, 10 kwietnia 2011

x-factor

mamon: trzy dni bez netu i telewizora! muszę wrócić do życia;)
filip: wrócisz, jak obejrzymy sobie x-factor!

czwartek, 7 kwietnia 2011

pictoplasma festival

zrobiłam sobie brwi przed warszawą, to czemu nie miałabym zrobić sobie przed berlinem?:)

zmęczona pakowaniem, którego szczerze nie cierpię (choć kupiłam mega ładniutką walizkę), dzwonię do judyty.
judyta: bierzesz prostownicę?
ja: biorę:)
judyta: to ja wezmę suszarkę:)
ale wbrew pozorom plan wycieczki jest ambitny. żaden tam szoping. no może tylko, na koniec, jakiś fajny flohmarkt:)

berlin

ja: a ile bierzesz euro?
judytka: nie wiem, ale nie będę szaleć.
ja: ja też nie, ale chciałabym coś tam zjeść:)

nie wydzwaniać

babcia helenka dzwoni do mojej elki: o szesnastej mam rekolekcje. będę chodzić, bo są fajne. to proszę mi w tym czasie nie wydzwaniać.
ja nawet wiem, o co babcia helenka modli się w tym kościele... ale takiego boga, który by to załatwił, to już na pewno nie ma.  

daj małpie kolarzówkę

kolega (gdy usłyszał, że kupuję sobie lustrzankę): daj małpie kolarzówkę i zobacz, czy pojedzie;) 
no to małpa pojechała... 
jazda bez trzymanki to to jeszcze nie jest. ale małpy potrzebują trochę czasu;)  

środa, 6 kwietnia 2011

mało ekspresywni

wracając z ikei, gdzie zjedliśmy schabowego z frytkami za pięć złotych i nabyliśmy piękną dizajnerską czerwoną lampę do sypialni, napotykamy cichych kibiców...
filip: albo lech przegrał, albo oni są mało ekspresywni.

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

kłamczucha

do mejmichalskiej dzwoni narzeczony.
mamichalska (objuczona jak mamon wracający z barcelony): jesteśmy w browarze (...) a nic takiego... jedną torebkę... 
po chwili do mamona: mam nadzieję, że j. nie wyjdzie po mnie na pks;)

dobranocka

buenas noches, kalinka:)

niedziela, 3 kwietnia 2011

mamichalska...

rano, nie powiem, zrobiła mi kawę z mlekiem w moim ulubionym czerwonym kubku. za to potem było już tylko gorzej... przegoniła mamona po sklepach, tak że jego portfel, kręgosłup i filipu zostały poważnie nadwyrężone (!!). po o dziwo dobrowolnym opuszczeniu starego browaru nakarmiła niezdrowymi chipsami i sezamową chałwą o śmiertelnie dużej zawartości tłuszczu, kazała znowu pić piwo i zapalić vogue'a, a potem, jak gdyby nigdy nic, usnęła na człowieku, który gapił się na kozy. chociaż wszyscy wiedzą, że od zasypiania na filmach jestem tutaj ja.

w związku z czym sama oglądam sobie trawkę, piszę bloga i piszę z hiszpanem. bo wszyscy wiedzą również, że podzielność uwagi wyssałam z mlekiem mojej elki. mimo że karmiła mnie tak krótko. 

piątek, 1 kwietnia 2011

z palemką

zrobiliśmy sobie hiszpanię. paellę z lidla. drinka z palemką. złe wychowanie z bernalem.

przyjeżdża mamichalska i znowu będziemy niegrzeczne;) będziemy palić, przeklinać i pić alkohol. powiedzmy sobie szczerze - sponiewieramy się. to był taki ciężki tydzień...