gdzieś pomiędzy kolejnymi seansami animatora, męskim graniem i nowym filmem ozona wybierałam nowe foty z londynu. no to są. niech cieszą oko.
wtorek, 14 lipca 2015
sobota, 11 lipca 2015
primavera cd. foty
jutro męskie we wrocku. fisz emade tworzywo, zalef, peszek, szykujcie się, nadjeżdżamy!:)) będzie chyba tak dobrze jak na primaverze;) a propos: wygrzebałam jeszcze kilka zdjęć. niech znowu zrobi się gorąco! oglądajcie!
środa, 8 lipca 2015
primavera na insta
przed koncertem sun kil moon wchodzisz do najbardziej wypasionego festiwalowego kibla (wypasionego, bo w rockdelux auditori) i słyszysz krzyk dziewczęcia: wiecie co, muszę się odlać! i po pięciu dniach mówienia tylko english-spanish czujesz, że jesteś w domu;)
ekipa z polski dojechała:)
chet faker! wierzcie na słowo
selfie przed bramą
koncertowa sala apolo
radosna twórczość odwiedzających toalety tamże
niedościgniona patti smith akustycznie w rockdelux
port forum
interpol w sali apolo
no i są!
chet faker, teraz widać:)
tłumek
niedościgniona patti smith gra horses na heineken stage
rebeka na primaverze! była duma, pozamiatali!
ibeyi w sali apolo
pobojowisko
i po festiwalu. pamięci primavery wierni fani;)
wtorek, 7 lipca 2015
londyn, i love you!
powiedzmy sobie szczerze: nie chciałam lecieć do tego londynu, myślałam, że jest nudny. dopiero wróciłam z barcelony, co mogłoby mnie zachwycić w londynie? ale bilety były tanie, w dodatku a. miała urodziny - zabukowałam. na szczęście - bo okazało się, że tylko jedno mi się tam nie podoba: pogoda. kapryśna i zmienna. jak zabierasz ze sobą na wakacje dwa płaszcze przeciwdeszczowe i parasol, to wiedz, że na pewno nie będzie padać. uwaga: ta zasada nie dotyczy londynu. poza tym jest cudowny! frików więcej niż gdziekolwiek; markety niedzielne wspaniałe (życzyłabym sobie być tam kilka niedziel pod rząd, żeby zobaczyć wszystkie, bo póki co udało się jeden: sunday up market na brick lane, ze wspaniałymi vintygami i żarciem z każdego zakątka świata, którego ceny szły w dół około godziny siedemnastej, czyli pod koniec jego trwania); muzea sztuki nowoczesnej (tate modern, albert & victoria gallery), czyli te, które interesują mnie najbardziej, jeśli nie jedynie, są za darmo; podchmieleni bezdomni, ledwo trzymając się na nogach, sprzątają po swoich psach; a nick cave podpisuje swoje książki w jednej księgarni na shoreditch!
niestety londyn do najtańszych nie należy, między innymi dlatego spałyśmy na couchsurfingu (co zresztą kolejny raz okazało się świetnym pomysłem) u przemiłego turka ozhana urodzonego w holandii, który przywitał nas piwem tyskim, odstąpił swoje wielkie łóżko (sam spał na materacu) i wraz ze swoim współlokatorem mariuszem (z polska!) oprowadzał nocą m.in. po wypasionej dzielnicy canary wharf (gdzie na przykład swoją włoską restaurację ma jamie olivier), a rano zawiózł na prawdziwe angielskie śniadanie. taki host to skarb! taki wypad to petarda!
niestety londyn do najtańszych nie należy, między innymi dlatego spałyśmy na couchsurfingu (co zresztą kolejny raz okazało się świetnym pomysłem) u przemiłego turka ozhana urodzonego w holandii, który przywitał nas piwem tyskim, odstąpił swoje wielkie łóżko (sam spał na materacu) i wraz ze swoim współlokatorem mariuszem (z polska!) oprowadzał nocą m.in. po wypasionej dzielnicy canary wharf (gdzie na przykład swoją włoską restaurację ma jamie olivier), a rano zawiózł na prawdziwe angielskie śniadanie. taki host to skarb! taki wypad to petarda!
Subskrybuj:
Posty (Atom)