poniedziałek, 31 grudnia 2012

nie jak manga

to nic, że wyglądam jak dziwka, nie jak manga... pójdę tam i będę im wmawiać, że jestem mangą;) a Wam życzę bardziej udanych sylwestrowych przebrań, przewyjątkowych imprez, także tych przed telewizorem, i wspaniałych postanowień noworocznych:) bo co to byłby za nowy rok bez postanowień?
wszystkiego dobrego!!
 
ps hit stary, ale jary:)


niedziela, 30 grudnia 2012

wyprz

w sobotę biegałam. o, jak ja biegałam! spociłam się, dostałam zadyszki i prawie skręciłam sobie kostkę w przymierzalni w zarze... więcej nie pamiętam. uciekałam z browaru, modląc się, żeby przypadkiem gdzieś jeszcze nie wbiec. w końcu kupiłam już portfel, komin, rękawiczki, dżinsówkę, spodnie, szalik dla filipa, dwa kieliszki do jajek i deskę w duce... tym samym zrekompensowawszy sobie ten biovital pod choinką (?!). ale coś mi się w głowę chyba stało od tego biegania, bo po powrocie najbardziej cieszyła mnie deska. mimo że nie była nawet z przeceny.

nie wiem, ile wydałam... ale domyślam się, ile mogłam zaoszczędzić;)


sobota, 29 grudnia 2012

pity z umiarem

mam takiego kolegę, którego bardzo nie lubię, bo udało mu się to, co nigdy mamonowi się nie uda. chciał być fit i jest fit. odstawił to, co nie lajt, rzucił palenie, ale co najbardziej niewybaczalne, zaczął biegać.
jak zobaczyłam jego ostatnią fotę na fejsbuku, na której prezentuje swoje nowe wymiary, nastąpiła taka oto wymiana komentów:

ja: o jezusie, jakie chude uda!! biegam - po nowym roku oczywiście;)
kolega guru: lepiej dziś, będziesz rok do przodu;)
ja: dzisiaj to ja, chudzielcu, biegnę na piwo:)
ja: i tak, wiem, piwo jest niezdrowe.
kolega guru: alkohol pity z umiarem nie szkodzi nawet w największych ilościach.
ja: ee to spokojnie, znam umiar;)

ps dziś w leclercu sukienki karnawałowe już od 19.90;)



a kolegę guru poczytacie tu.

jeszcze nie

sms od filipa: dobranoc. jeszcze nie tęsknię:)

piątek, 28 grudnia 2012

sukienki karnawałowe

gdy kobieta wstaje rano z bólem głowy, a herbatę wlewa sobie do oka podczas malowania rzęs (tak, wiem, to brzmi dziwnie), to to jest wiek, pełnia, wczorajszy drive czy może wszystko naraz, ja się pytam...


ostatnio wypowiedziałam się publicznie na temat pewnego sklepu z serami, w którym wygrałam deskę serów bez deski. za to naprawdę jestem pod wrażeniem pijaru supermarketu leclerc, którego szczerze nie lubię, a chodzę tam, ponieważ mam blisko.
komunikat w sklepowym radiowęźle: szanowne klientki, dzisiaj w ofercie mamy sukienki karnawałowe w różnych wzorach i kolorach.
a w dziale mięsnym...
pani kupująca: dobra jest ta kiełbasa?
ekspedientka: nadzwyczajna!



foto ze znalezionego pod choinką K MAGa!

drive...



czwartek, 27 grudnia 2012

kwiatek miłości

wczoraj przyjechał brat z rodziną. i pierwszy raz zobaczyłam, jak jankeski robi koci grzbiet. cały był biedak nerwowy i na wszelki wypadek nie opuszczał pokoju z telewizorem. było to trochę lekkomyślne, gdyż w międzyczasie apus (pies brata) zjadł mu kolację. i nie byle jakiego tam whiskasa, ale royala, kurka felek, za dwadzieścia pięć pięćdziesiąt (cena kilograma w nowej soli). a potem jankes zamiast na psie odegrał się na babci, której zeżarł kwiatka. to był podobno kwiatek miłości... 


poniedziałek, 24 grudnia 2012

w bali

filip: a daniel święta spędza w bali! tam są trzydzieści dwa stopnie!

babcia elka: o, myślałam, że już pierwsza gwiazdka, a to księżyc!

filip nakrywa do stołu.
babcia elka: filip, cztery nakrycia, nie trzy, bo jeszcze dla niespodziewanego gościa. tylko nie wiem, czy mam tyle jednakowych talerzy... (to akurat u nas rodzinne;))

w głębokim poważaniu wigilię miał jankeski. całą przekimał.



sobota, 22 grudnia 2012

lykke li

jeden melodramat, jedna komedia romantyczna i przynajmniej trzy powody, żeby strzelić sobie w łeb... pierwszy: żadnego końca świata. nadal trzeba szukać męża (a tak to bym miała z głowy). drugi: w pobliżu nie ma nocnego (a wiadomo, że w pewnym wieku przetrwać okres okołoświąteczny zupełnie na trzeźwo, to jest wyczyn). trzeci: white christmas (a ja wolę lykke li)...


piątek, 21 grudnia 2012

niekoniec

dzwonię do filipa: co robicie?
filip: żyjemy!:)

środa, 19 grudnia 2012

piórnik hannah montana

próbowałam odnaleźć dżemowego złoczyńcę przez portal społecznościowy, na którym najczęściej przesiadują lemingi: złodzieju, fejsbuk jest wielki, dorwiemy cię!! niestety odzewu nie było. poza jednym, ale jakże ważnym komentarzem kolegi: niech drży! kamery sklepowe nie spały. za zniszczenia i kradzież przewlokę go po asfalcie, to tylko kwestia czasu.
a więc są jeszcze faceci, którzy potrafią załatwiać sprawy po męsku!;)

sms do brata: zamówiłeś już ten prezent dla filipa, bo mnie męczy?
brat: tak. piórnik hannah montana różowy już w drodze!


poniedziałek, 17 grudnia 2012

człowieka

filip: mama, ja też bym chciał mieć brata!
ja: przecież masz, jankesa:)
filip: no tak, ale człowieka!

deska serów

może i pamiętałam, gdzie zostawiłam swój prezent. może w tym roku wyjątkowo go nie zgubiłam. ale przecież wigilia nie byłaby wigilią, gdybym go w poniedziałek grzecznie w całości zaniosła do domu... więc jeśli ktoś czasem będzie próbował wcisnąć wam dżemik z kredensu w nieprzyzwoicie atrakcyjnej cenie, to to na bank jest zrabowany, wyniesiony cichaczem nocką ciemną z auta kolegi mój prezent wigilijny...
ale, jak mawia moja elka, sypiąca takimi złotymi myślami (których zresztą jestem wielką fanką!) jak z rękawa: gdy bóg zamyka przed nami drzwi, to zawsze otwiera okno (!!!). dżemiki przepadły, za to na fejsbuku wygrałam deskę serów dojrzewających. także szykuje się wigilia na bogato i po francusku. ha!

m.: też w sobotę byłam trześfiutka i pierwsze co, to wypiłam całą butelkę coli, przezornie kupiłam ją w drodze z pracy w piątek ;) 



niedziela, 16 grudnia 2012

trześfiutka

to była pierwsza wigilia firmowa, na której byłam trzeźwiutka!
w sobotę koło południa...
ja, z łóżka: filip, skocz matce po colę do sklepu, plisss!
filip: zawsze tak mówisz po imprezie.

no dobra, byłam trześfiutka;) a właściwie, tak jak obiecałam, bardzo przyzwoicie się skończyłam (czyli że doskonale pamiętam, gdzie zostawiłam swój prezent i z kim wsiadałam do taksówki). a żeby było weselej, następnego dnia syn mój miał w szkole christmas show...
  

czwartek, 13 grudnia 2012

przyzwoitość

nie podchodzić i nie drażnić... gryzę, drapię, rzucam czym popadnie, madafaka.
w dodatku jutro mam wigilię. jak już zdecyduję, co założę (co może graniczyć z cudem) i ogolę nogi, mogę iść. zapalę, wypiję, zakocham się... wróć! to nie ta impreza!! nie zakochiwać się, nie zapominać się i absolutnie nigdzie nie zapędzać!! całą noc nucić "przyzwoitość, przyzwoitość"...
 

niedziela, 9 grudnia 2012

spadkobiercy gepetta

twórcom spadkobierców gepetta prawdopodobnie chodziło o to, że ludzie za dużo siedzą na fejsbuku i za mało oglądają m jak miłość...;)

po spektaklu było jasne, że musimy się z dorką napić. ale jakiś diabeł mnie chyba podkusił, żeby w polskiej knajpie zamawiać mojito... trzy listki mięty, trzy kawałki limonki i biały (omg!) cukier to miała być podobno specjalność zakładu. a okazało się... "smutny korniszonek". słabo znam się na drinkach i rzadko je piję (zwykle po bożemu proszę o piwo), ale smak hiszpańskiego mojito w rosa negra zapamiętam na zawsze. poprzeczka postawiona została za wysoko - no to teraz mam:( dodam, że po dwóch szklankach byłam trzeźwa jak świnia, a to już nie podobało mi się zupełnie.

dorka: no to co, wracamy? bo ja już jestem wstawiona. 
ja: żartujesz? jak nie wypiję piwa, to nie wracam!


a dzisiaj na dobranoc piękna piosenka z rewelacyjnego blue valentine. nie mogę przestać słuchać, no to słucham w kółko. kiedyś nagrałabym ją sobie na dwóch stronach sześćdziesiątki i słuchała do zajechania kasety w magnetofonie...


 

grudzień

filip: mama, a może bym tak zjadł sobie cały kalendarz adwentowy?
a i tak przyniósł go ze szkoły szóstego grudnia i od razu zjadł sześć czekoladek, żeby mu się rachunek zgadzał.

czwartek, 6 grudnia 2012

kukbuk

mam nieodparte wrażenie, że mojego mikołaja dotknął kryzys, a filipowego nie;) tak czy tak kukbuk jest:))) 
podoba się!


środa, 5 grudnia 2012

list do m

mikołaju! no nie gadaj, że cię nie ma, tylko dawaj mi tu zaraz!! taką ci zrobiłam listkę malutką...























malutka listka, tak jak obiecałam. żadnych butów, żadnych torebek (no bo przecież jedna para kaloszy i jedna kopertówka to w ogóle się nie liczy). aa, i naprawdę niewiele to wszystko będzie kosztowało. no, to czekam :)))
ps lista jest na TEN rok!

poniedziałek, 3 grudnia 2012

nie tylko na filmach

mama karmi, tata przewija, czyli niedziela u świeżo upieczonych rodziców! właściwie to tak miało wyglądać moje życie... no może jeszcze miał być ślub;) potem, gdy wcale tak nie wyglądało, zorientowałam się, że takie życia występują tylko na filmach. a od wczoraj wiem, że także u judytki. nawet jeśli mówi, że toczy się teraz ono od jednej kupy do drugiej;)