twórcom spadkobierców gepetta prawdopodobnie chodziło o to, że ludzie za dużo siedzą na fejsbuku i za mało oglądają m jak miłość...;)
po spektaklu było jasne, że musimy się z dorką napić. ale jakiś diabeł mnie chyba podkusił, żeby w polskiej knajpie zamawiać mojito... trzy listki mięty, trzy kawałki limonki i biały (omg!) cukier to miała być podobno specjalność zakładu. a okazało się... "smutny korniszonek". słabo znam się na drinkach i rzadko je piję (zwykle po bożemu proszę o piwo), ale smak hiszpańskiego mojito w rosa negra zapamiętam na zawsze. poprzeczka postawiona została za wysoko - no to teraz mam:( dodam, że po dwóch szklankach byłam trzeźwa jak świnia, a to już nie podobało mi się zupełnie.
dorka: no to co, wracamy? bo ja już jestem wstawiona.
ja: żartujesz? jak nie wypiję piwa, to nie wracam!
a dzisiaj na dobranoc piękna piosenka z rewelacyjnego blue valentine. nie mogę przestać słuchać, no to słucham w kółko. kiedyś nagrałabym ją sobie na dwóch stronach sześćdziesiątki i słuchała do zajechania kasety w magnetofonie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz