poniedziałek, 31 marca 2014

parapet czy stół

biff czy hey, parapet czy stół, lody tradycyjne czy z mcdonalda... życie to sztuka wyboru. najlepiej, jeśli nie trzeba wybierać i można mieć wszystko! (to akurat nie dotyczyło lodów tradycyjnych, bo aż tak nie hipsterzymy, żeby stać w kolejce godzinę, więc z wiadomych przyczyn poszliśmy do maca). i jeszcze iść na rower, a wieczorem pić piwko, słuchać joy division (a najlepiej, gdy on gra), myśleć o wakacjach, przez chwilę nie martwić się niczym, no może tylko trochę, że zaraz trzeba już wracać... ee, nie, przez chwilę nie martwić się niczym:)  

kasia nosowska: teraz będzie taka piosenka wesoława. nie ma takiego słowa? no to weselista!
czyli kaśka w formie znakomitej. zespół nie inaczej. mamon dzięki a. znowu był gość;)


http://instagram.com/blogmamona

http://instagram.com/blogmamona

http://instagram.com/blogmamona

http://instagram.com/blogmamona



piątek, 28 marca 2014

chodźmy stąd

sześć opakowań po kinder bueno, megapopcorn karmelowy, pół godziny reklam, a po piętnastu minutach filmu 300 początek imperium, podczas których trup słał się gęsto, tracąc członki, a tasaki, dzidy i topory latały w powietrzu, filip powiedział: chodźmy stąd.
czasem sztuką jest przyznać, że repertuar jest jednak zbyt krwawy. uratowana więc byłam po raz drugi, co biorąc pod uwagę wydarzenia ostatniej doby, nie było bez znaczenia. zamiast oglądać odrąbywane głowy, musiałam się raczej położyć i odespać. na szczęście był ktoś, kto ogarnął wszystko. dobrze wiedzieć, że jest ktoś, kto czasem, a zwłaszcza w sytuacjach ekstremalnych, ogarnie wszystko. dziękuję, on będzie wiedział:)

sprawdziwszy blogowe statystyki: ocho! ktoś mi wchodził na bloga z, uwaga, terytorium brytyjskiego na oceanie indyjskim! tam to jeszcze mamona nie czytali;)





środa, 26 marca 2014

to coś wartościowego, panie warhol?

cześć jessa, jak twoje życie złożone z ciągłego opierdalania się?, czyli trzeci sezon girls na zalukaj. (teraz girls oglądam, serial w sam raz dla mnie, tam laski też mają takie problemy z dupy;)). w kinie tylko kochankowie przeżyją. film poezja, tilda piękna, piękne maroko, dużo pięknych gitar, dużo dobrej muzyki, jednak żadnych zapadających w pamięć cytatów, a przynajmniej ja nic nie zapamiętałam. a w tv dziewczyna z fabryki. po lekturze poniedziałkowych dzieci patti smith potraktowałam ten film trochę jak uzupełnienie opowieści o nowojorskiej bohemie. niestety historia edie sedgwick tragiczna. nie wiedziałam, że warhol był takim dupkiem. a może tak właśnie zwykle kończą muzy artystów. ech...

aw.: pani córka będzie wściekle sławna.
matka edie: to coś wartościowego, panie warhol?
aw: wszyscy chcą być sławni.
 
filip (przed drugim podejściem do filmu 300, którego seans został odroczony do jutra): chyba powinnaś obejrzeć jedynkę. (po chwili) a może lepiej nie;)



 




wtorek, 25 marca 2014

masz mnie

dziecko me nie przestaje mnie zadziwiać. raz mówi tak - przy okazji rozmowy o zusie (tak, takie rozmowy też nam się zdarzają): mama, ty nie musisz się martwić o emeryturę - masz mnie!
a dzisiaj przy okazji obiadu udyganego szybciorem po pracy: ale pycha spaghetti! jak będę mieszkał sam, to musisz dać mi przepis, żebym mógł sobie takie ugotować.
do kościoła może nie pójdę (choć babcia helena zawsze mi powtarza, że za takie dziecko to na kolanach do częstochowy), ale chce mi się krzyknąć: chwała panu! za to, że kiedyś się wyprowadzi, a do tego nie planuje codziennie stołować się u matki ani też w mcdonaldzie. chociaż, jak będzie, to się dopiero okaże (w końcu kto by nie chciał wpadać na takie obiady, gdyby tylko mógł!). no ale jest jakaś szansa:)
 




poniedziałek, 24 marca 2014

kajzerka

k.: idę do sklepu, chcecie coś?
ja: tak, kajzerkę! (ogólny wybuch śmiechu, naprawdę nie wiem, co w tym śmiesznego;))
k.: a jak wygląda kajzerka?
ja: nie wiesz, jak wygląda kajzerka??:)
to pisałam ja. alina. alina kajzer.


niedziela, 23 marca 2014

z komunią

gdzie oscar ostatecznie trafił? - siedzi w mojej kuchni, strzeżony przez niektóre wegańskie masła i torbę popcornu - powiedział leto, nagrodzony w kategorii "najlepszy aktor drugoplanowy". - skończył w kuchni, bo to pierwsze miejsce, gdzie zaglądam po powrocie do domu. i, gdy po oscarowej gali wszedłem do siebie, odłożyłem klucze, zdjąłem kurtkę i... postawiłem oscara w kuchni. (tvn24)

jared leto bezbłędny jak jego oscarowa rola, którą podbił wczoraj moje serce! nie od dzisiaj wiadomo, że kuchnia jest najfajniejsza, a najlepsze imprezy też zwykle odbywają się właśnie tam. czasem nieoczekiwanie przychodzą goście. zdarza się nawet, że gość przychodzi wcześniej niż zwykle, i na przykład o trzeciej nad ranem słyszysz od dziecka: mamo, ktoś puka (!?). potem koło południa w tej samej kuchni jecie pierogi, bo akurat to masz w lodówce, a za chwilę ktoś biegnie po jajka, żeby po obiedzie na śniadanie zjeść jeszcze śniadanie na obiad. oj, był to weekend pełen nieoczekiwanych wydarzeń i zwrotów. pierwszy w życiu urlop na żądanie (jak w pracy powiem, że byłam trzeźwa jak świnia, i tak nikt mi nie uwierzy, a najgorsze, że wiem, kto mi robi taki zły pijar), pierwszy koncert bokki w miejscu tak bardzo rozczarowującym (głupie sq), pierwsze scrabble w luboniu (zwycięstwo, drużynowe, ale jednak zwycięstwo!), pierwszy wypad rowerem na zakupy, pierwsze od dawna zakupy...

- ok. poddam się wszystkim karom.
- pójdziesz do kościoła.
- a to nie, odpadam. tylko nie kościół, zlituj się.
- przykro mi, z komunią.






piątek, 21 marca 2014

czarna łazienka

rysiek czuwa, może nie nad wszystkim, ale jednak. zadzwoniła m., że ma bilety na rebekę i czy idę. no ja, że nie idę, bo umówiona jestem na to kino z dzieckiem (kto by pomyślał, że dobrowolnie zrezygnuję z rebeki dla filmu, który kompletnie mnie nie interesuje...). ona, że trudno, szkoda biletu, ale kogoś może jeszcze namówi. a tu raptem dzwoni filip i pyta, czy do kina możemy iść za tydzień, bo dzisiaj za bardzo mu się nie chce (nie wnikałam, ale zapewne ustawił się z kumplami na granie. oł je!). dziecko najdroższe, ależ oczywiście, że możemy!:) m. miała jeszcze bilet. koncert był zajebisty.

m. przed bisami: zdecydowałam się, zrobię czarną łazienkę.








filip: a oni są farmerami?
ja: nie.
filip: to czemu śpiewają o kombajnie?;)

w teledysku występuje sławny poznański aktor olej, który to nie tak dawno ożenił się, czego byliśmy świadkami.


czwartek, 20 marca 2014

cały film to walka

j.: no ale teraz musisz się zastanowić, czego chcesz od facetów. bo takich młodych, wyluzowanych, pewnie jeszcze trochę w dragonie zostało;)
a.: na razie muszę się napić, potem odpocznę, a potem pomyślę.
j.: heheh, zabrzmiało jak tekst scarlett o'hary;)

dzisiaj 300 (filip: 300 jedynka jest ekstra - cały film to walka! niech mnie ktoś uratuje, ja błagam! zgłosił się co prawda jeden chętny, ale chyba boję się powierzyć mu dziecko;)), jutro bokka, a potem, potem to już będzie maj, będą kontenery, openery, off będzie, solanin... byle do maja, byle do wakacji.

czego chciałaś, mamo, tego już nie zmienisz, wszystko się już stało...





środa, 19 marca 2014

dekadencja

a.: już nie mogę tu wysiedzieć. chcę do domu, do łóżka, z piwem. i papierosa.
j.: dekadencja:)
pełnia była w niedzielę. ale chyba jest druga. na pewno jest druga. miałam pisać książkę, ćwiczyć skalpel i kupić sobie coś ładnego. ale nic mi się nie chce. chciałabym się rzucić w szkwał, ale właśnie nie ma szkwału...

j.: a ja się cieszę, że już nie będziesz słuchać comy. to takie mało hipsterskie;)
a.: słuchania comy będzie mi brakowało najbardziej...

posłucham sobie soniamiki.






wtorek, 18 marca 2014

pink freud

potrzebowałam mocnego pierdolnięcia. i wtedy zadzwoniła a.: że ma bilety. że ja mam dwie godziny, żeby się wyszykować i przyjechać do centrum. że dobrze mi to zrobi. dzięki a., że mnie wyciągnęłaś w tę cholerną pełnię, podczas której wkurw mój osiągnął apogeum. dzięki sz., że nie pozwoliłeś mi paść zemdlonej tuż przed koncertem (pamiętam tylko mroczki przed oczami i podobno byłam biała jak kartka), a nawet kupiłeś ciastko, które postawiło mnie na nogi (faktycznie nie jadłam zbyt wiele na obiad, a potem wybiegłam bez kolacji, niedługo po telefonie od a., i jeszcze ten papieros przed zamkiem...), tak że w trakcie byłam już jak nowa. i całe szczęście, bo gdybym nie była, to bardzo bym żałowała. pink freud rozłożyli mnie na łopatki (wojtek mazolewski, kocham cię!), i potem jeszcze raz, gdy zagrali razem z lao che jako jazzombie. oczywiście w najlepszym momencie zabrakło mi miejsca w telefonie, więc kawałek z koncertu będzie krótki. krótki, acz wymowny. oj, było pierdolnięcie, oj było. 








nie jestem łatwy w związkach - to jedno, a w tych wyznaniowych to już na pewno (lao che, dym)


niedziela, 16 marca 2014

nie miałam pojęcia, że gitarę trzeba nastroić

w drugim tygodniu lipca zapłaciłam ostatnią ratę za moją pierwszą gitarę. zarezerwowana dla mnie, czekała w lombardzie przy ósmej alei, małe akustyczne cacko firmy martin, salonówka (...). kupiłam śpiewnik z utworami boba dylana i nauczyłam się kilku prostych akordów. z początku brzmiało nieźle, ale im dłużej grałam, tym koszmarniej mi wychodziło. nie miałam pojęcia, że gitarę trzeba nastroić. poszłam do matthew. nastroił ją. potem mi zaświtało, że za każdym razem, gdy mi się rozstroi, mogę poprosić jakiegoś muzyka, aby na niej zagrał - i problem z głowy. w chelsea było muzyków na pęczki. (patti smith, poniedziałkowe dzieci)

mamon też kiedyś grał. pudło znalazł na strychu i zapisał się na lekcje do słynnego nowosolskiego muzyka, m.in. świetnego kontrabasisty. i tak samo nie miał pojęcia, że gitarę trzeba nastroić... a już na pewno, że to strojenie jest takie trudne. a ponieważ nie wpadł na genialny pomysł, by podrzucać ją muzykom (a przecież kilku ich w nowej soli znał, nawet bardziej niż dobrze), skończył karierę muzyczną dosyć szybko, a jedynym kawałkiem, który grał perfekt (aż do rozstrojenia gitary) była arahja kultu. żałujcie, że tego nie słyszeliście!




piątek, 14 marca 2014

babcia tańczyła tango

kolega napompował nam rowery. możemy ruszać! tylko nie wiem, czy zdążymy przed zimą... właśnie się dowiedziałam... a przecież już prawie pochowałam szaliki i czapkę (b: ja na piątej alei teraz. pasowałabyś tu w swojej uszatce), prawie zasiałam zioła, prawie zaczęłam biegać... a na domiar złego (ponieważ dawno nic nam się nie psuło) spierdzielił się programator (a więc przyszła kolej na literkę p, aż się boję powiedzieć głośno, co mogłoby być następne, tfu!). tak że, jeśli temperatury spadną, to mogę tylko pomarzyć o ciepełku w sypialni i będę musiała przeprowadzić się do filipa, ewentualnie grzać się kotem. życie nie jest sprawiedliwe, a mamon to ciągle ma pod górkę. choćby i mieszkał pod jednym dachem z trzema kotami: brytyjskim, chińskim, a nawet japońskim.

filip rozmawia z babcią przez telefon: mamo, babcia tańczyła tango!
ach, ta babcia;) 





środa, 12 marca 2014

dzikość lyncha

dzikość serca lyncha kończy się happy endem, a jak większość z was wie, mamon uwielbia happy endy. lubi, kiedy bohaterowie łączą się w pary, a najlepiej jeśli w dodatku żyją razem długo i szczęśliwie. a także nie pogardziłby nicolasem cagem śpiewającym mu love me tender w swojej wężowej kurtce (to kurtka ze skóry węża. jest symbolem mojej indywidualności i wiary w wolność jednostki!). a jednak zakończenie książki to prawdziwy majstersztyk i nie zamieniłabym go nawet na śpiewającego nicolasa, o!



cały ten świat ma dzikość w sercu i szaleństwo na twarzy.







wtorek, 11 marca 2014

wylewam beton

samantha jones: czym się zajmujesz? x: wylewam beton. samantha jones: brzmi obiecująco;)
...czyli mocno spóźniony cytat z okazji dnia kobiet dla wszystkich czytelniczek bloga! mam nadzieję, że bawiłyście się dobrze i przede wszystkim, że spędziłyście ten dzień tak, jak chciałyście. ja ósmego marca przebywałam głównie w towarzystwie pięknych kobiet: najpierw z judytką w la ruinie (sernik z solonym karmelem zamiast kwiatka - polecam wszystkim!) i w malcie (no dobra, może miałam już jeden zegarek, ale przecież ręce mam dwie...;)), a wieczorem z halinką w dragonie (w końcu się udało!). tyle było, że trzeci sezon girls musiałam odłożyć na później. raj też na później, zdążyłam tylko zrobić zdjęcie.









piątek, 7 marca 2014

pokuta

nowe włosy, nowe książki, nowe ciastka, nowy piątek... a u niektórych nowe postanowienie poprawy. odpalam rano net w telefonie, a tam... litania do matki bożej miłosierdzia. dobry jezu! najpierw się zdziwiłam, ale potem przypomniałam sobie, że syn poszedł ostatnio do kościoła, a nawet był u spowiedzi. acha - pokuta.

filip (którego nie było ostatnio na matmie): miki wytłumaczył mi matmę.
ja: oo, super! dobrze masz z tym mikim.
filip: ale my sobie nawzajem tłumaczymy. bo zawsze się znajdzie ktoś, kto, nawet jak jest na lekcji, to pani nie rozumie. mamy taką solidarność ławkową.
no i proszę, jak się młodzież potrafi zorganizować.





wtorek, 4 marca 2014

jak cię usunie

koledzy z pracy: jak cię filip usunie ze znajomych na fejsbuku, to powinnaś zacząć się martwić.
ja: ee, on nie jest fejsbukowy.
koledzy: to znaczy, że już cię usunął;)

a propos, dwunastoletnia amelka powiedziała dziś do mojej przyjaciółki:
mamo, śniło mi się, że mi dałaś obciachowy komentarz na fejsie... hm, od tygodnia nie jesteśmy już znajomymi, więc nie wiem, skąd ten koszmar:-) 






poniedziałek, 3 marca 2014

jeśli chcesz chodzić z nią, to z nią idź

znów jest wieczór, a ja w mieście, chodzę z tobą coraz częściej. znowu niebo jest różowe. wiesz, że z tobą chodzi się latem najfajniej (różowe)... czyli moje nowe odkrycie: soniamiki, która rozłożyła mnie na łopatki na swoim koncercie w meskalinie. najbardziej tekstami! właściwie to chciałabym zacytować wam wszystkie. leżę i słucham, bo mam spore zaległości.


http://instagram.com/p/lDme-OJ1Su/


ja ciebie zawsze znałam i ty mnie też, a teraz mało znam cię i tyle lat tak już jest, tak już jest.
lubię o tobie mówić ludziom, bo wiem, że to pozwala mi cię znać jeszcze dzień, jeden dzień, jeden dzień.
(kate)

  


wszystko jest fajnie, ale może być bardziej (nie musisz się bać)

ktoś zjadł moją zupę

w piątek w pracy zamówiłam na obiad barszcz ukraiński. catering przyjechał o dwunastej, ale ponieważ jestem jeszcze za młoda, żeby jadać obiady o dwunastej, zostawiłam zupę na później. jednak później już było po barszczu...
ja: ktoś zjadł moją zupę:(
m.: zamówiłam dwie. dla ciebie i dla m.
k.: no ja zjadłam, ale dla mnie też miała być! a w ogóle to wylałam ją do kibla, bo nic mi dzisiaj nie smakowało.
aaaaaaaa!

dawno nie robiłam zdjęć jedzenia, no to prosz: sobotnie śniadanie z moją elką (a ponieważ elka wyszła właśnie ze szpitala, gdzie na śniadanie była mielonka, postanowiłam jej to wynagrodzić, stąd te kawiory). właściwie prawie po śniadaniu. co się ze mną teraz dzieje, że zapominam zrobić foty, kiedy jeszcze wszystko jest na talerzu...?;)