środa, 16 września 2009

obowiązki służbowe

dzień mam dziś fatalny. poza jedną dobrze rokującą wiadomością, wszystkie inne mniej pomyślne, żeby nie powiedzieć - fatalne. no ale jak się bierze poranny prysznic w misce, to czego właściwie można się spodziewać... tak rozpoczęty dzień po prostu nie ma prawa się udać.
aby odzyskać "kabinę" (pasuje mi to słowo, ale ponieważ jest wielkim nadużyciem, biorę w cudzysłów - żeby nie było;)), potrzebuję pianki montażowej. cokolwiek to jest, będzie dziś moje, choć wolałabym jechać po buty.

na dodatek najlepszy szef, chcąc zabić chyba, postanowił mnie wysłać do biblioteki. fuck. tam moja zwykle idealnie wkomponowująca się w strój torebka, jest mi odbierana i zamykana w ciemnym schowku (a ja w dodatku zwykle nie posiadam żadnej odpowiedniej wielkości cholernej monety, którą trzeba wrzucić, żeby przekręcić ten gówniany kluczyk). następnie naga (w zastępstwie mej pięknej dostaję jedynie przezroczysty, nie mniej gówniany niż kluczyk od schowka, woreczek, do którego przesypuję całą jej zawartość - a wiadomo - nie jest tego mało) udaję się po artykuły, których zwykle na miejscu nie ma. no bo nie po to jest przecież biblioteka, żeby były. przynajmniej jakiś czas należy sobie poczekać. więc wypisuję w tym czasie następne bladozielone rewersy i żeby nie myśleć o uwięzionej torebce oraz o tym, co by było, gdybym zgubiła kluczyk, błogosławię dzień, w którym ostatni raz (tak mi się przynajmniej wydawało) byłam w uniwersyteckiej. nigdy więcej nie zrobiłabym tego sobie, a tym bardziej żadnej z moich torebek, gdyby nie obowiązki służbowe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz