środa, 2 września 2009

posiłki

dzień się jeszcze dobrze nie zaczął, a już zaczął się źle. nie zabrałam parasola, bo nie mieścił się do torebki... nie zabrałam śniadania, bo zapomniałam, że wszystkie kanapki są w mojej pięknej dizajnerskiej lodówce... wszystkie! - a to znaczy, że filipa też. myśl o tym, że dziecko pierwszego dnia nauki umiera mi z głodu, a mnie skazują za zaniedbanie, i bez znaczenia już wtedy jest, że nieumyślne (bo nie po to przecież wczoraj spinałam pośladki i zawijałam chlebek w śniadaniowe worki, żeby o nim dzisiaj z premedytacją zapomnieć), kazała mi wezwać posiłki. te w przeciwieństwie do mnie nie są uwięzione w żadnej kancelarii, ale pracują w domu, z którego mogą się wydostać w przypadku nagłej potrzeby. nawet jeśli potrzeba ta jest potrzebą blond ofiary. posiłki uratowały mi filipu.

***

było bardziej niż pewne, że jeśli judyta poleca, to musi być dobre:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz