piątek, 20 lutego 2009

...not dead

filipu był wczoraj na koncercie dyjaka (marek dyjak, ur. w kwietniu 1975 r. syn jana i alicji. z wykształcenia hydraulik. debiutował w 1993 r. na festiwalu art zine gallery). szczerze mówiąc, nie wiedziałam, czy ów żyje, bo słuch o nim zaginął. szczęśliwie okazało się, że popadł w chorobę alkoholową, ale właśnie z niej wychodzi i od 365 dni jest trzeźwy (o ile moja elka się nie pomyliła, bo to z jej pokoncertowej relacji), ale co najważniejsze - żywy! zmartwiło mnie jednak co innego, czy aby mój niegdysiejszy idol za bardzo nie klął ze sceny, co by mi filipu nie popsuł...

a swoją drogą, zaufaj tu babci... zamiast grzecznie siedzieć w domu i piec wielkanocne baby (należałoby już chyba zacząć, sądząc po wystawach sklepowych i czekoladowych jajach w koszykach...), funduje wnukowi dyjakowy koncert... zresztą sami posłuchajcie

http://www.wrzuta.pl/audio/qT284WbBbH/

ps. dzisiaj wycieczka do warszawy. już mi się wszystko cieszy na samą myśl:)

2 komentarze:

  1. Dyjak na koncercie nie przeklinał. Przynajmniej głośno. W dniu koncertu, jak oznajmił, nie pił od 285 dni. Filipu zaś był grzeczny.

    OdpowiedzUsuń
  2. ha, wiedziałam, że elka przesadziła:) ale za to przywiozła koncert, którego wysłuchałam w szpitalnym łóżku. fajny, szkoda, że mnie nie było.

    OdpowiedzUsuń