środa, 25 lutego 2009

trochę strach...

postanowiłam jednak wkrótce założyć osobny ciuchowy blog, a ten poświęcić na wszystkie inne moje obsesje. ale jak tu opanować dwa blogi, skoro nawet jeden mnie nie słucha... pewnie obrażon, że go na chwilę opuszczam, że zamiast doglądać i pielęgnować, i odnaleźć zaginione elementy w edytorze, planuję złożyć swe członki na twardym łóżku szpitalnym, żeby po dniu leżenia poddać się cięciu... ale komu są dzisiaj, w dobie kryzysu, potrzebne zepsute migdały?

w razie gdyby znalazł się ktoś, kto chciałby pogłaskać mnie po główce, oraz zapewnić, że żaden krwotok i żadne inne wymyślone przeze mnie i przez internautów czarne scenariusze (ze śmiercią włącznie) mi nie grożą, to ja tu czekam. jeszcze cała.

3 komentarze:

  1. Szybkiego powrotu do zdrowia, dziewczynko!!! Niech gardełko ładnie Cię kuruje:)

    OdpowiedzUsuń
  2. dziękuję! wróciłam;) napiszę, jak się wzmocnię, bo w szpitalu jedzenie mizerniutkie

    OdpowiedzUsuń
  3. eh, też tak miałem, migdałki poszły precz, armia zarazków ma drogę otwartą, pozbyłem się tarczy ochronnej, ale to nic, najważniejsze, że mizeria jedzeniowa nie była mnie w stanie zmorzyć, żyję, hallelujah!
    M

    OdpowiedzUsuń