wtorek, 24 sierpnia 2010

co ta na siebie ubrała

13 sierpnia
kiedy w piątek trzynastego wraca się do poznania porannym pkp, trzeba być przygotowanym również na to, że pociąg, który miał być bezpośredni (informacja w kasie), będzie miał dwie przesiadki, przy czym jedną na autobus (tak zwana komunikacja zastępcza), no i oczywiście nawet nie ma co marzyć, że dojedzie na czas.

na szczęście potem marc zabrał nas do torunia autem. na miejscu ubrałam rewelacyjną kieckę, którą nabyłam na wyprzedaży zaraz po weselu kuzyna..., do tego mega fajne buty i kopertówka - wszystko w stylu carrie bradshaw - i poszliśmy na ślub. jeszcze nie swój;) było parno, ale mimo to na tyle przyjemnie, żeby po ceremonii usiąść przy zimnym piwku i pospacerować po starówce.
i tak sobie beztrosko spaceru zażywając, mijamy trzy małolaty...
jedna mijająca nas małolata do pozostałych: patrzcie, co ta na siebie ubrała?!
ja do marca (nie dowierzając): czy one mówiły o mnie??
marc szczerze: ychy.
ja wstrząśnięta (nie wiem, czym bardziej - tekstem małolaty na temat mojej sukienki, czy szczerością swojego chłopaka): ale przecież ja wyglądam dzisiaj jak carrie bradshaw!
marc (najwyraźniej chcąc ratować tyłek): kochanie, ty wyglądasz dzisiaj lepiej niż carrie bradshaw!!
ja (bo w przeciwieństwie do małolat nawet nie zwróciłam na nie uwagi): a one były dobrze ubrane?
marc krótko: nie.
no i go uratował;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz