środa, 25 sierpnia 2010

urywki z wakacji

14 sierpnia
z torunia marc zawozi nas nad morze.
filip (ledwie wyruszyliśmy po sutym śniadaniu, które przygotowała mama marca): a jak wytrzymamy bez jedzenia pięć godzin???

nad morzem mam też miśkę.
miśka: ciociu, nie mogę znaleźć góry od stroju. ale ja przecież nic tutaj nie mam (pokazuje na biust).
filip (lekko zdegustowany): no, ale prędzej czy później coś ci tam jednak wyrośnie.

dzieci siedzą ciągle w morzu. zwykle zapominają wziąć ze sobą suchą bieliznę. wracają więc w samych portkach, zgodnie twierdząc, że super się chodzi bez majtek.

filip o panu w stroju kubusia puchatka: to żenujące. 
miśka o toalecie na plaży: no nie najgorsza, lepsza niż w szkole.

mały współlokator naszego popeerelowskiego pensjonatu o wspólnej kuchni w korytarzu: ta kuchnia tak wygląda, jakby bieda w domu była. (w istocie tak właśnie wyglądała).

po trzecim dniu tylko z dziećmi piszę do marca: pogadałabym z kimś, kto ma więcej niż dziewięć lat;)
po czwartym mam dość wakacyjnego karaoke (pod naszymi oknami codziennie do drugiej w nocy). jak niczego nienawidzę szansy dody i konika na biegunach urszuli.

przed wyjazdem judyta prosi, żebym pojechała z nią na wesele. esemesowo załatwiam opiekę nad synem i potwierdzam wyjazd.
judyta: nawet nie wiesz, jak się cieszę:)
ja: ja też, jestem z dziećmi nad morzem i marzę o jakiejś imprezie tylko dla dorosłych;)

szóstego dnia sms do marca: właśnie się wytatuowaliśmy...
siódmego dnia przyjeżdża marc i mnie ratuje:)))


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz