niedziela, 6 listopada 2011

pani przecież sama nie wie...

ponieważ w południe filip nadal był poza domem, sama zrobiłam sushi. (z łososiem i śliwką!). a potem pojechałam po te cholerne łazienkowe drzwi. myślałam, że jestem na to gotowa, ale nie byłam. (a mogłam zostać w domu i coś jeszcze sobie upichcić...)
hmm... one są chyba za szerokie. (...) tak, tak, majster mówił, że osiemdziesiątki - zresztą zapisałam sobie. ale na oko po prostu dla mnie za szerokie... w tym momencie pan transport do pana obsługi głośno, tak, żebym ja kobieta blondynka słyszała: wołasz mnie, a pani przecież jeszcze sama nie wie, co chce. i to była prawda. myślałam, że wiem, ale nie wiedziałam zupełnie. poczułam, że szybko muszę kupić sobie coś, na czym się znam. i w sklepie obok kupiłam sobie buty:)

filipu wrócił po szóstej. mamon upiekł ciasto marchewkowe i nie przypalił. judyta napisała z moskwy: with love from russia (w hongkongu będziemy o czwartej rano).  

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz