kiedy akurat bolał mnie brzuch, zadzwoniła mama jasia. że chętnie zabrałaby filipa na noc. że jasiu by się cieszył. i że jutro go jakoś odstawią. i to jest dopiero żal: wolny piątkowy wieczór i łóżko. do leżenia. (a może trzeba było wódki się napić na mieście? niewykluczone, że od razu by mi przeszło).
sobota. wstałam około dziesiątej i dzwonię do dziecka: jak tam? wracasz do domu?
dziecko zdecydowanie: nie!
gdy narzekałam ostatnio, że syn gada jak najęty (tak że od czasu do czasu muszę w domu ogłaszać godzinę ciszy), kolega powiedział: niech sobie mówi. niedługo w ogóle nie będzie chciał z tobą rozmawiać.
jest jeszcze gorzej. on nie chce wracać do domu... z tęsknoty umyłam lodówkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz