niedziela, 4 stycznia 2015

puerto de malaga

jeśli kiedyś dziecko powie wam, że woli święta u babci, nie słuchajcie. było najlepiej. chodziłam bez skarpet i zużyłam wszystkie próbki kremów z gazet z ostatnich kilku miesięcy, a po to są przecież wakacje;) 
święta na costa del sol mają wiele zalet, a te najważniejsze: jest ciepło (18 stopni i pełna lampa), jest jasno (gdyby obchodzono tu wigilię, na pierwszą gwiazdkę trzeba byłoby czekać prawie do dziewiętnastej) i nie ma przedświątecznej szajby. są za to piękne świąteczne światełka, drzewka pomarańczowe i mikołaje na plaży, owoce morza i palmy (nie, mamo, roślinność nie jest taka sama jak u nas;)). filipowi trochę brakowało śniegu. ale, umówmy się, w nowej soli też go nie było.

w wigilię zrobiliśmy sobie wycieczkę do malagi. zwiedziliśmy muzeum sztuki współczesnej i muzeum picassa, zjedliśmy tapas w jednej z zatłoczonych knajpek na starówce, a wieczorem czekaliśmy, aż rozbłysną wszystkie światełka (było na co czekać!). po powrocie do la cala de mijas szukaliśmy kościółka, żeby o północy pójść na hiszpańską pasterkę. bo choć kolacji wigilijnej nie ma, pasterka i owszem.
mamon: no ale gdzie jest ten kościół?
filip: jeszcze nigdy tak bardzo nie szukałaś kościoła...
  

























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz