panie, panowie: moja pierwsza samodzielnie zorganizowana wycieczka, czyli dorka & moi w budapeszcie...
pierwsze śniadanie, które zaserwował nam laszlo: wielkie tłuste tościary!
salon, w którym po powrocie z miasta piliśmy piwo i oglądaliśmy zdjęcia gospodarza, który oprócz tego, że jest politykiem, jest też świetnym fotografem. swoją drogą, czy któryś z polskich polityków jest na couchsurfingu!??;)
imponujące węgierskie buły. niestety po naszym brekfaście nie mogło być o nich mowy.
louis vuitton. laszlo zapytał, czy coś sobie kupiłam;)
niestety kulinarnie nie poszalałam. w polecanym miejscu z typowo węgierskich potraw poza gulaszową serwowano tylko sandwicze, które w dodatku okazały się być zwykłymi zapiekankami. pysznymi, ale jednak zapiekankami...
nawet dorka zauważyła, że w warszawie jest mnóstwo ciekawie wyglądających ludzi. w budapeszcie było ich zdecydowanie mniej. zdarzały się za to ciekawe wystawy...
w sklepie z suwenirami naprzeciwko zary: dorka, to ty sobie spokojnie wybieraj pamiątki, a ja na chwilę skoczę do zary...
przypadkowo znaleziony pub no name - i like it!!
sklepiki, knajpki, mosty...
i jeszcze...
instrukcje powrotne od laszlo na t-mobilowej kopercie - niezastąpione!
Bagno ..:D
OdpowiedzUsuńno i co sobie kupiłaś w LV ??:P
hehe, w przyszłym życiu chyba ;)
OdpowiedzUsuń