czwartek, 18 kwietnia 2013

bicz pasterski

z przewodnika: świetną pamiątką czy prezentem z węgier może być też rekwizyt pasterskiego życia, np. uroczy kociołek, ale także bicz pasterski...
panie, panowie: moja pierwsza samodzielnie zorganizowana wycieczka, czyli dorka & moi w budapeszcie...

w tym pięknym domu, w mieszkaniu z cudnym balkonem spałyśmy.


pierwsze śniadanie, które zaserwował nam laszlo: wielkie tłuste tościary!


salon, w którym po powrocie z miasta piliśmy piwo i oglądaliśmy zdjęcia gospodarza, który oprócz tego, że jest politykiem, jest też świetnym fotografem. swoją drogą, czy któryś z polskich polityków jest na couchsurfingu!??;)


imponujące węgierskie buły. niestety po naszym brekfaście nie mogło być o nich mowy.


louis vuitton. laszlo zapytał, czy coś sobie kupiłam;)


niestety kulinarnie nie poszalałam. w polecanym miejscu z typowo węgierskich potraw poza gulaszową serwowano tylko sandwicze, które w dodatku okazały się być zwykłymi zapiekankami. pysznymi, ale jednak zapiekankami...


nawet dorka zauważyła, że w warszawie jest mnóstwo ciekawie wyglądających ludzi. w budapeszcie było ich zdecydowanie mniej. zdarzały się za to ciekawe wystawy...


w sklepie z suwenirami naprzeciwko zary: dorka, to ty sobie spokojnie wybieraj pamiątki, a ja na chwilę skoczę do zary...


przypadkowo znaleziony pub no name - i like it!!


sklepiki, knajpki, mosty...


znalezienie tego epickiego miejsca zajęło nam dłuższą chwilę. ale było warto. berlińsko, garażowo-wyprzedażowo, klimatycznie, tanio... i można się rozsiąść w wannie. jest też akwarium z rybami z papieru naklejonymi na szybę - genialny pomysł, zważywszy, że takim rybom nie trzeba zmieniać wody;)


i jeszcze...


instrukcje powrotne od laszlo na t-mobilowej kopercie - niezastąpione!


2 komentarze: