piątek, 7 czerwca 2013

w sanatorium

dzwoni miki, kolega filipa, rezolutnie wykłada sprawę, że na działkę, na dwa dni, będzie kilku kolegów, i filip też musi być. i czy pani by się zgodziła. no a jak niby pani miałaby się nie zgodzić, skoro syn od tygodnia o niczym innym nie mówi, a ja od tygodnia myślę tylko o tym, że w piątek będę mogła wrócić do domu, o której mi się żywnie podoba. albo nie wracać wcale. a w sobotę będę mogła zrobić dokładnie to samo (plus szoping bez popędzania, wyliczania sklepów i przymierzalni). omg! życie jest piękne, a koledzy filipa najlepsi! kto wie, może nawet założę kieckę, może nawet wrócę w niedzielę...;))
m.: pewnie powiedziałaś, że bardzo będziesz tęsknić za dzieckiem, ale trudno, jakoś to przeżyjesz hehehe.

piszę do judytki: może przyjedziesz w sobotę i pójdziesz z nami na piwo?
judyta: jestem taka zmęczona, że na piwo wyjdę chyba jak mała podrośnie.
ja: jak mała podrośnie?? będę miała sześćdziesiąt lat!
judyta: to się będziemy spotykać w parku albo w sanatorium;)

a na koniec maria. niby z dupy, ale jednak nie, bo przed chwilą słuchałam jej radia, a poza tym byłam dziś w wyjątkowo bojowym nastroju i że komuś nie wlałam to cud.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz