środa, 16 października 2013

burger aioli

ok, przyznaję, lubię jeść w pałacach;) myślę sobie, że jak już stołować się na mieście, to w lokalach, które dobrze się zapamięta. dlatego na obiad w warszawie z premedytacją wybrałam aioli. aioli to może nie pałac, za to piękny loft, w którym urządzono włoską knajpę. trafiłam tam kiedyś przez przypadek. zjadłam pizzę na idealnym cieście, przyrządzaną zresztą na moich oczach. porozmawiałam z kucharzem, zrobiłam parę zdjęć.
a tym razem było tak: burger aioli podawany z frytkami (frytki w malutkiej doniczce!), sałatką (sałatka w małym słoiczku!) i kremem buraczano-kalafiorowym (krem w szklance!). a. zamówiła dorsza. był podany w bagietce, z tymi samymi dodatkami. porcje jak dla byków, ale prawie dałyśmy radę. i jedyne, co mi nie smakowało, to majonez, prawdopodobnie robiony własnoręcznie i dla mnie zbyt mdły (tak to jest, jak się mamona wychowa na winiarach). poza tym polecam wszystko. i jeszcze tam wrócę, choćby po to, żeby dokończyć zupę:) 











2 komentarze:

  1. Drogi Mamonie,popieram calkowicie jadanie w estetycznych miejscach,a jesli przy okazji jest to taaaki dorsz...zazdroszcze bo u mnie na wsi najblizsze miejsce zjadliwe odlegle jest o 15 km,i mimo ladnych kolorow wnentrz nie ma w nim nic dobrego,pozdrawiam z belgii,
    a

    OdpowiedzUsuń
  2. to musisz przyjechać do nas:) w poznaniu też jest parę takich miejsc. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń