niedziela, 27 czerwca 2010

korekta na urlopie

jak tylko wysłałam w pracy maila pod tytułem "korekta na urlopie", dostałam odpowiedź od ulubionej koleżanki ekantki: korekto ty moja, odpoczywaj, zjaraj ciało na słoneczny brąz, opij się wszystkich możliwych drinków, pospaceruj po rambli, zjedz paellę i baw się wyśmienicie:) no i nic się nie martw - dolecisz i przylecisz:)

ale póki co, parę godzin przed lotem, jestem w wielkiej dupie. mój bagaż jest za ciężki.  

sobota, 26 czerwca 2010

pakowania ciąg dalszy

ponieważ nasz bagaż raczej na pewno będzie duży, już na zapas (jak to ja) martwię się o powrót: a gdzie wpakujemy to, co tam sobie kupimy? marc spokojnie: coś się wyrzuci, jakieś ciuchy na przykład.
ja, nie rozumiejąc do końca, o czym on do mnie mówi: ???????!!!!!!!!!!!
w końcu nie po to biorę same najlepsze, żeby wylądowały potem na hiszpańskim śmietniku.

for academic excellence

że mamon jest dumny to mało. mamon z dumy mało nie oszalał!!! bo syna wyróżniono tak: this award is presented to filip for academic excellence.
tak bardzo chciałabym powiedzieć, że inteligencję też odziedziczył po matce... za to czasem goniłam go do lekcji.
fot. T. Tomkowiak, ostatnia sesja dla quadri foglio

piątek, 25 czerwca 2010

mega za dużo lumpów

odprawiliśmy się online. wylot w niedzielę. zrzuciłam z wieszaków wszystkie ciuchy, które dobrze byłoby ze sobą zabrać. jest ich sto.
ja: ostatecznie spakuję się dzień przed.
marc: zdążysz...?;)

lidka: a na ile jedziesz?
ja: na tydzień.
lidka: no to siedem par majtek, strój kąpielowy, ulubione sukienki, szorty, jeansy, topy, japonki, sandałki i jeden sweterek lub marynarkę na w razie czego. radzi ci kobieta co zawszeeeeeeeeeeeeee pakuje mega zaaaaaaaa dużo lumpów;)
no to mi pomogła...

czwartek, 24 czerwca 2010

podejrzanie sucha szczoteczka do zębów

filipu po trzech dniach wrócił z zielonej szkoły z podejrzanie suchą szczoteczką do zębów i lekko tylko wilgotnym ręcznikiem. przy czym twierdzi, że się mył. wierzycie?

jak ktoś wygra

babcia elka: a kiedy skończy się mundial?
filipu: no, jak ktoś wygra.

środa, 23 czerwca 2010

lato ciągle niewyraźne

lato ciągle niewyraźne. nie noszę co prawda rajstop, ale ramiona odkrywam rzadko. potrzebuję tej barcelony jak nigdy. kupiłam balsam do opalania z filtrem 20 (chyba jednak trochę przesadziłam - przecież nie chcę wrócić całkiem blada) i żel po przedawkowaniu słońca. mam wielką potrzebę przedawkować.

blog mamona jest

basia podrosła, a lidka w maju wróciła do pracy. pisze, że poblokowali im w biurze większość stron www, ale blog mamona jest:). gdyby tylko pan starosta wiedział, co tu się wyprawia, jaki feminizm, materializm, drobnomieszczaństwo i jaka samowolka tu panuje, też pewnie szybciutko by zakazał. ale na mamonowe szczęście nie wie. 

poniedziałek, 21 czerwca 2010

randka poza domem

jadłam w biegu i w biegu sprzątałam łazienkę. mamy dziś z marciem randkę poza domem. wychodzimy
na mecz.

zrobić dużą karierę

no to spakowałam pierworodnego na wycieczkę. pierworodny cały dzień podśpiewywał - zadowolony, że jedzie. ja też zadowolona - trzy dni bez pytania, co było w szkole, jeszcze przed wakacjami, to prawdziwy luksus. planuję poświęcić więcej czasu marcowi, kupić sandały i krem z filtrem przed urlopem, posprzątać łazienkę i pomyśleć o tym, do czego cały czas namawia mnie judyta; żeby mniej korekcić, więcej pisać, ale przede wszystkim zrobić dużą karierę;)
 

niedziela, 20 czerwca 2010

wysokie

kac poweselny i kac poszkoleniowy tydzień po tygodniu to dla mamona duże wyzwanie. złe samopoczucie występujące kilka godzin po spożyciu nadmiernej ilości napojów alkoholowych sprawia, że mamon nie jest zły. mamon jest mega zły. wtedy do szału doprowadza go wszystko. ostatnio wzorzysta koszula marca z jawy, którą ubrał i nosił publicznie, ale przede wszystkim na oczach zmęczonego mamona, chcąc prawdopodobnie zamanifestować swoją niezależność.
   
halinka twierdzi, że mam wysokie poczucie własnej wartości. ale wysokie to ja niestety mam jedynie obcasy i rachunki za prąd zimą...

piątek, 18 czerwca 2010

żeby dało się zjeść

filip do mamona: zrobisz mi śniadanie na jutro? tylko takie, żeby dało się zjeść.

chociaż podejrzewam...

dopiero wróciłam z wesela, a już pakuję się na szkolenie (a jak wiadomo, nienawidzę pakowania). jedziemy do lasu, więc chyba nie ma co zabierać ze sobą szpilek. chociaż, z drugiej strony... przecież carrie w ostatniej części seksu... zasuwała po pustyni w obcasach nie niższych niż zwykle. a więc można.

na imieniny dostałam od marca przewodnik po barcelonie i lato w kuchni przez okrągły rok pięknej nigelli. trafił idealnie. potem jedliśmy chińszczyznę. 

judyta uświadomiła mi, że w hiszpanii będę w czasie największych wyprzedaży. jeszcze nie wiem, co na to marc (chociaż podejrzewam...), ale ja z przejęcia od razu przestałam przejmować się moim pierwszym lotem i kolejnym pakowaniem walizki.

czwartek, 17 czerwca 2010

niosę

upiekłam tartę i niosę marcowi do pracy. jestem przecież dobrą kobietą, to niosę. śniadań może nie robię, ale obiad niosę. niejedna by nie zaniosła, a ja niosę. właściwie daleko nie mam, to dlaczego miałabym nie zanieść. ma chłopak szczęście, że tak mu niosę, żeby sobie zjadł po godzinach.

wtorek, 15 czerwca 2010

w radiu reklama dymna

halinka ma urodziny, chłopaki mają mecz, a ja mam robotę. w radiu reklama dymna, w kuchni bałagan. net przeciążony, powolny, wnerw z powodu naglących terminów pogłębiający. brazylia strzeliła drugiego gola.

najładniejsze zdjęcie z wesela ma pies:

sobota, 12 czerwca 2010

dylematy

zamiast jechać na dzień stylu z trinny & susannah w galerii mokotów, jadę na wesele kuzyna szczypiornisty starszego w pałacyku łąkomin. tak nieszczęśliwie te daty się zbiegły. ale przecież kuzyn by mi nie wybaczył; może i stylistki z ameryki przyjeżdżają do polski raz, ale w końcu on nie zamierza żenić się częściej.

piątek, 11 czerwca 2010

mniej płakać bez powodu

są takie dni, kiedy chciałabym mniej spać, mniej płakać bez powodu i krócej myśleć tuż przed wyjściem, w co mam się ubrać do pracy... są takie dni, kiedy chciałabym być facetem.

wtorek, 8 czerwca 2010

rodzisz!

z rozmów na plaży.
ja uparcie: najładniejsze imię dla dziewczynki to lena.
filip: a dla mnie zosia.
marc: dla mnie też - przegłosowane!
ja: decyduje ten, kto rodzi:)
filip, patrząc na marca: rodzisz!!

poniedziałek, 7 czerwca 2010

za wszystkie zjedzone ryby z frytkami

wróciliśmy. otworzyłam walizkę i od razu wstawiłam pranie (czyli że typowa gospodyni domowa gdzieś tam jednak się we mnie ukrywa). a było pięknie; odsłoniłam pięty, ubrałam parę moich najlepszych letnich kreacji i strzaskałam się odpowiednio... 
teraz piję miętę za wszystkie zjedzone ryby z frytkami i lody amerykańskie kręcone z polewą.

czwartek, 3 czerwca 2010

wieczór

marc ciągle w pracy. ja czekam z obiadem. w międzyczasie finał you can dance. potem wyjmuję walizkę. jutro jedziemy nad bałtyk.

poranek

ponieważ dziecko spało w szkole, a ja w tym czasie w towarzystwie innych spuszczonych z kindersmyczy matek wstawiłam się podwójną caipirinhą, a po powrocie ciemną nocką usnęłam jak niemowlę, nie usłyszałam budzika o poranku... miałam dwadzieścia minut do rozpoczęcia robo, czyli byłam już mega spóźniona (bo jak tu z łóżka powstać i ogarnąć się w takim czasie??). głowa bolała (dziewczyny, pijemy caipirinhę, bo po niej głowa nie boli:)). nie było ani marca, ani czasu na kawę, o śniadaniu nie wspominając. spiąwszy jednak leniwe pośladki, dokonałam niemożliwego, co tylko dowodzi, że zwykle niepotrzebnie kupę czasu marnuję przed lustrem...

wtorek, 1 czerwca 2010

pajama party

w szkole mamonowego syna pajama party. syn podekscytowany tak, że zawczasu kazał sobie wyprać najlepszą piżamę z dart waderem, do tego wyprasować koszulkę z yodą i najbardziej podarte z podartych dżinsy (bo modne... ale czy naprawdę trzeba je prasować??) na dyskotekę (bo najpierw będzie dyskoteka!). pani kasia wysłała rodzicom maila: please have your child fed and showered. w tłumaczeniu google:  proszę zabrać dziecko karmione i prysznica:)
nie dość, że karmione, nie dość, że prysznica, to jeszcze matka upiec marchewkowe cake.
a zaraz potem, wraz z innymi matkami udajemy się bynajmniej nie do domów, żeby grzecznie oczekiwać na powrót naszych dzieci, czy też ewentualnie gotować strawę naszym chłopakom, konkubentom i mężom*, ale do multikina na babski seans seksu w wielkim mieście. kto właściwie tak bjuti to wymyślił, żeby matki same sobie świętowały w dzień dziecka?:) 

*niepotrzebne skreślić