poniedziałek, 29 października 2012

smaki pałacu

przed seansem nieba w gębie na 4. food film festiwalu w muzie.
dziewczyna: oo, nie wiedziałam, że te filmy są emitowane równocześnie u nas i w warszawie.
chłopak: kochanie, ja jeszcze piętnaście minut temu myślałem, że idziemy na bonda:)

ja myślałam, że idę na piwo. z dziewczynami. najpierw jednak koncertowo wystawiła mnie pierwsza, potem - żeby nic mi już nie zostało z tej wspaniale zapowiadającej się soboty, kiedy to dziecko pojechało za poznań na urodziny kolegi, pozwalając matce bez wyrzutów sumienia napić się poza domem - druga.
co było robić - poszłam do kina.
uwielbiam filmy o gotowaniu, kuchnię plus mogłabym oglądać na okrągło i wiedziałam, że niebo w gębie mnie urzeknie (choć zdecydowanie bardziej podoba mi się francuski tytuł: les saveurs du palais - dosłownie "smaki pałacu"). po seansie myślałam już tylko o kaczce, truflach i gateau saint-honore. choć nigdy nie byłam fanką kuchni francuskiej - z całego tego zestawu jadłam tylko kaczkę i to po polsku (kilka razy u babci heleny, za czasów gdy dziadek czesław hodował drób, raz w bażanciarni na obiedzie z okazji absolutorium mojego ówczesnego chłopaka). przepiękny film inspirowany życiem danièle mazet-delpeuch, która kilka lat szefowała prywatnej kuchni prezydenta francji fransois mitterranda. o najlepszym jedzeniu (fotografowanym równie wspaniale!), ale przede wszystkim właśnie o niezwykłej bezkompromisowej kobiecie i miłości do kuchni, co ciekawe nie tylko bohaterki, ale również monsieur le president.
nic nie dzieje się bez przyczyny. musiałam być wystawiona, żeby go zobaczyć.



na kolację w spocie, która miała być dopełnieniem wieczoru, funduszy mamonowi zabrakło. za to dzisiaj zrekompensowaliśmy sobie to w greckiej tawernie. filip zjadł karkówkę z grilla, ja pięć królewskich krewetek, które miały oczy i długie wąsy i na początku nie wiedziałam, co z nimi zrobić. na deser była baclava z lodami i bitą śmietaną. wielka przenajwiększa rozpusta... 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz