poniedziałek, 2 listopada 2009

kiedy wujek daje wolną rękę

w wigilię wszystkich świętych poszłyśmy z bratową na sklepy i kupiłyśmy sobie po jednakowej granatowej bluzce z żabotem na piersi, zapinanej pod szyję. no bo w końcu nie mieszkamy w jednym mieście i nie widzimy się co dzień, żebyśmy nie mogły.
w tym samym czasie filipu z moim bratem zaszli do sklepu z zabawkami;
brat: to ja pożyczyłem kasę od mamy, bo nie wiedziałem, co sobie chrześniak zażyczy, a on wybrał gazetę za 5 zł i deskorolkę za 8….
pojechaliśmy więc całą czwórką do jedynego czynnego po czternastej supermarketu, żeby pokazać dziecku, co się wybiera w sklepie, kiedy wujek daje wolną rękę. przy okazji wolna ręka dosięgła i nas i dostałyśmy z bratową po nowym kuponie lotto. nie wnikam, ile było trafień, ale zakładając, że gdyby było dużo, siedziałabym teraz w hiszpanii, rachunek jest raczej prosty.

ps. po powrocie z kuzynami szczypiornistami zgłębiliśmy dorobek performerski remi gaillarda.
ps dwa. niestety nie udało nam się z jackiem zmienić lokalu, i o północy tradycyjnie wyproszono nas z tego, co zwykle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz