piątek, 20 listopada 2009

wizyta domowa

od południa nie rozstawałam się z termometrem, a ponieważ w gorączce, która nie spadała, dziecię mi osłabło, około dziewiętnastej odważyłam się zamówić wizytę domową na nfz. (a była to duża odwaga!). pani doktor ani myślała przyjeżdżać. kazała mi pakować ledwie żywego filipa do taksówki i przywieźć na nocny dyżur. i wtedy ja powiedziałam, że nie, a ona się obraziła. zjawiła się po północy, wyciągnęła strzykawkę i w odwecie chyba zapytała pacjenta, czy chce dostać zastrzyk w pupę. filip może i miał wysoką temperaturę, ale nie na tyle, żeby chcieć...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz