środa, 9 lutego 2011

pomidorowa ze śliwką

mamon miał w życiu wiele planów. marzył mu się fajny blog o czymś. (w przeciwieństwie do tego, który właśnie pisze. zwykłego "odupiemaryni"). najlepiej kulinarny. ale ponieważ to, co ugotował, na talerzu wyglądało ładnie, a na zdjęciach jak kupa, postanowił poprzestać na pisaniu.

od wyjazdu syna nikt mamona nie pytał, co będzie na obiad. więc codziennie była pizza. a warszawa? warszawa smakowała jak pomidorowa. ze śliwką i z cynamonem (wspaniały nowy świat) i ze słonecznikiem (marak - tu na deser podawano także genialne ciasto czekoladowe!).
ale prawdziwą ucztą dla naszych podniebień były niewiarygodne, rozpływające się w ustach, jeszcze ciepłe pączki z różą i migdałami na chmielnej. pachniały tak, że nie sposób było chmielną przejść obojętnie. no to przystanęłyśmy na chwileczkę...   

2 komentarze:

  1. Byly tez pierogi. Takie sobie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. było też parę innych rzeczy:) ale te pączki! może lewka by kurierem jakoś wysłał..;)

    OdpowiedzUsuń