jadę i jadę. ale nie narzekam. skoro ciepło, facebook i bilet za złotówkę. sypie tak, że jak w warsaw wyskoczę w moich "śniegowcach" (8 cm... fuck!), to nogi i ręce połamane... a przecież miałam inny plan. zaczynam od śniadania, po którym już nigdy nie będę mogła założyć nic obcisłego. ale dla tych dżemów, rogalików i czekolad warto. dla tego zapachu kawy i dla tej kawy. i jeszcze dla tych kelnerów warto. a potem? potem jest tyle miejsc, w które nie dotrę z powodu śnieżycy, że najlepiej, jak od razu pojadę do galerii.
żartowałam:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz