wtorek, 12 stycznia 2010

good cook

czas wypełnia mi ostatnio miłość. miłość i korekta... prawie połowa stycznia, a ja ani nie zmieniłam kalendarza, ani nie wyniosłam choinki. zaniedbałam nawet zimowe wyprzedaże, które spadły już pewnie poniżej 70%. jak znam życie, obudzę się po letnich... a propos życia, trafił mi się wczoraj podczas lektury niezły kwiatek - byk, o jakim marzy niejedna korekta; ech, rzycie;) i wtedy przemknęła mi przez głowę taka myśl, że moja praca może mieć nawet jakiś sens... 

filip miał napisać zdanie ze słowem good. i napisał... my mum is a good cook. wyraźnie! w zeszycie!! i pani to przeczyta:)))) ale dzisiaj gotuje mój boyfriend. stuknął nam miesiąc - zaznaczam na wypadek, gdyby ktoś wątpił, że żyje jeszcze mężczyzna, który jest w ogóle w stanie znieść mnie tak długo;)

ps. przeczytałam jeden z ostatnich postów jolindy i szczególnie spodobało mi się jedno stwierdzenie, które natychmiast zgapiłam... i ujebawszy buciki, wróciłam z pracy do domu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz