piątek, 5 listopada 2010

dandys

koncert był taki, jak lubię. dandys melancholijnie intrygujący choć zdecydowanie za chudy (akurat w typie judytki), w pulowerku i przykrótkich spodniach. w przerwach popijał żywca.


po powrocie zjadłam resztkę tarty ze szpinakiem i piekielnie słodką baklawę i położyłam się spać. za dużo wrażeń jak dla kobiety w moim wieku. zastanawiam się, jak ja w ogóle przeżyję spektakl w och-teatrze, gdy na żywo zobaczę marysię s. i bartłomieja t. naprawdę zaczynam się martwić.

2 komentarze: