m. przypomniał mi ostatnio ten wywiad:
maria seweryn: ja też raz postanowiłam mieć depresję
(śmiech). dojrzewałam wtedy, hormony we mnie buzowały i chyba sama do
końca nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. pamiętam, że cały czas
płakałam, a pewnego dnia założyłam ciemne okulary, usiadłam na kanapie w
pokoju mojej babci i tak siedziałam, czekając na reakcję otoczenia. w
końcu przyszła moja mama i spytała: "co ci jest?". "mam depresję" -
powiedziałam. "w takim razie weź wiadro, szmatę, bo są dwa piętra
schodów do umycia. gwarantuję, że ci to pomoże". tak to
się u nas w domu załatwiało (śmiech). (wywiad w gali)
wzięłam więc i ja wiadro (farby co prawda, ale wiadro jest wiadro) i wczoraj machnęłam przedpokój, a dziś pół filipowego pokoju. od razu mi przeszło! pokój machnęłabym cały, ale najpierw trzeba było zrobić porządek. nie wiem, ile siat wynieśliśmy... na szczęście filip był bezlitosny, zero sentymentów, wyrzucał wszystko, jak leci, zupełnie nie jak jego rodzona matka, której każda rzecz się z czymś kojarzy, przez co nie jest w stanie pozbyć się czegokolwiek, choćby już było kompletnie bezużyteczne, stare, brzydkie i nadawało się jedynie na śmietnik... no w każdym razie pokój wygląda zacnie taki cały na biało. jak to ładnie podsumowała judytka: skandinavian living na palacza.
komu to szkodziło, że normalnie było pusto, szaro, ludziom do twarzy przynajmniej pasowało (...) ma być czarno-biało, ma być czarno-biało, a najlepiej szaro-szaro...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz