niedziela, 31 lipca 2011

bo ileż można siedzieć w piżamie

wrzucić dzisiaj zdjęcie na bloga graniczy z cudem. dwa ładują się, od kiedy zwlokłam się z łóżka, czyli jakieś trzy godziny. a każdy, kto zna mamona trochę lepiej niż tylko z pracy, wie, że jego cierpliwość kończy się zwykle bardzo szybko. klnę głośno, robiąc przerwy na kawę i papierosa. moja elka i filipu w drodze do szczecina, więc nic im nie grozi. natomiast laptop jest w dużym niebezpieczeństwie. jestem bliska rzucenia nim o ścianę. 
no nic, trzeba iść pod prysznic (bo ileż można siedzieć w piżamie), zadzwonić do mejmichalskiej, wyczarować obiad (są krewetki, jest makaron i duuużo chałwy). a przede wszystkim trzeba docenić to, że wciąż jest niedziela - niezależnie od tego, ile jeszcze napada... 
a wieczorem, jeśli dopłyniemy, fisz i emade z judytką:) juhuu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz