piątek, 29 lipca 2011

home, sweet home...

wróciłam. wstaję rano (no dobra, mogło być już południe), a tu nie ma śniadania!? przywiozłam sobie co prawda spory zapas chałwy wszelkiego rodzaju (od pomarańczowej po pistacjową), ale gdzie świeżutkie croissanty, ser z mleka owczego i truskawki w żelu??
nie ma też słońca, piasku i amy winehouse:( jest pms i fryzjer po południu (znowu nie trafiłam z terminem...). będą foty - może zrobi się trochę cieplej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz