poniedziałek, 23 marca 2009

pierwszowiosenny mikołaj

żeby podarować filipowi mikołaja z czekolady pierwszego dnia wiosny, trzeba być dorcią. na szczęście mikołaj miał długą datę ważności, nie musiałam więc wyrywać go dziecięciu pod pretekstem zatrucia pokarmowego. i mimo że wczorajszego wieczoru obolała gardziel nie pozwoliła mi napić się wina, ubawiłam się setnie. co tylko dowodzi, że ważniejsze od dobrego trunku i zająca wiosną, jest dobre towarzystwo. a po szczęśliwym powrocie ze szpitala (ale przede wszystkim dlatego, że przeżyłam), doceniam to bardziej. i cieszę się, że mam w co inwestować.

ps. seks w wielkim mieście zaliczony w piątek. jak przewidywałam, mamichalska była bigiem zniesmaczona. ja nadal do niego wzdycham…

ps dwa. za tydzień dorcia zabierze nas do lasku dębińskiego, bo jest podobno tuż obok, ale sama nie mogę jakoś tam trafić - zawsze gdzieś zboczę.

2 komentarze:

  1. No, ja to jednak jestem mało bystra. Dopiero się zorientowałam, że Ty to Ty:)

    Pozdrawiam i życzę zapału do pisania,
    Leelooo

    OdpowiedzUsuń
  2. a ja się cieszę, że tacy starzy wyjadacze podczytują;) a pisanie wciąga coraz bardziej - w natłoku spraw zapomniałam, jak kiedyś to lubiłam.
    pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń