środa, 17 czerwca 2009

zielona szkoła

kiedyś było mikre, niespecjalnie mówiło, ale w wózku się wozić kazało w kolorowym śpioszku i białej wiązanej czapeczce z falbanką. prawie ciągle spało, poza tym, że czasem jadło - uwieszone do mamonowej, w tym okresie naprawdę krągłej, pięknej piersi mlekiem naturalnym płynącej, ale przede wszystkim grzecznie nigdzie z domu nie wychodziło.
dziś - spore już całkiem - wyszło. i mało tego, że wyszło - ono wyjechało! samo (czyt. bez mamona)! do lasu!!! z dwiema dychami w kieszeni ostatnich niepodartych dżinsów.
natomiast my z elką wypuszczamy się na miasto - na sklepy, na kawę, w końcu na komedię romantyczną. dziecko brata się z naturą - może nawet w wigwamie piekło będzie kiełbasy i dziki, a my dwie mieszczuchy dziczyzną się brzydzące uraczymy się raczej przesłodzonym ciastkiem bezowym w wielkomiejskiej kawiarni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz