wtorek, 28 grudnia 2010

w zakupoholizm

historia jak z kiepskiego dowcipu. chciałam napić się kawy na dworcu we wrocławiu, a tam... nie ma dworca.
za to były wyprzedaże! od razu przeszła mi gorączka, która zwaliła mnie z nóg dzień wcześniej (notabene po spacerze, ale mogła też mieć jakiś związek z ospą kompletnie już przecież przeze mnie zlekceważoną). i mimo że w walizce wiozłam znalezione pod choinką dobra (dobrą bieliznę, dobrą biżuterię, dobry kosmetyk i dobry słoik miodu pszczelego), nie mogłam się powstrzymać, żeby nie nabyć kilku następnych... 
z zakochania w zakupoholizm. taka jest moja diagnoza. i tylko jedno życzenie. żeby w ten nowy rok nie wejść z debetem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz