mamichalska na trzy dni przestała myśleć o policjancie. odprasowała różową narciarską kurteczkę (nabytą zresztą za niemałe pieniądze, ale za to z aprobatą mamona, którego słabość do koloru różowego jest niezmienna), i przywdziawszy ją, pojechała do zakopanego. na spotkanie nieziemsko przystojnego tatrzańskiego przewodnika. ów, trzymając w swych dużych góralskich ramionach, z pewnością pocieszy dziewczę lekko zawiedzione mało ekspansywną naturą mundurowego. góral bowiem z rozbuchaną naturą problemów nie ma. naciera odważnie, oscypkami karmi, komplementuje solennie, na rękach nosi. może nie od razu na giewont, ale po krupówkach na pewno. martwię się tylko, żeby w swym rozbuchaniu michalskiej mi w bacówce jakiejś ciemnej nie zamknął. bo musiałabym wtedy interweniować. a to mogłoby się dla niego niedobrze skończyć.
***
dziś muzycznie coś dla tych, co w podróży. z filmu, który mnie rozczarował (ale michalskiej się podobał), cudna jednak piosenka:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz