czwartek, 15 lipca 2010

hrystus

jeśli chciałam w polsce hiszpanię, to prawie jest. powinnam pracować popołudniami, a zamiast tego umawiam się na mieście (a to z judytką, a to ze znajomymi marca), bo na pracę jest za gorąco. pozostaje schładzać się napojami. obserwuję u siebie typowy wakacyjny brak dyscypliny, z którym właśnie zupełnie poważnie zamierzałam dzisiaj skończyć, i skończyłabym, jak boga kocham, gdyby nie zadzwoniła mamichalska, że akurat przyjeżdża.

we wtorek przez dachowe okno wleciał nam do sypialni nietoperz. marc wciągnął gatki i zaczął polowanie. ja krzyczałam. potem uciekłam do łazienki. tak to mniej więcej wyglądało... zastanawiam się, czy pisać o tym na blogu.
marc: pisz, pisz. i pamiętaj o moim bohaterstwie przez samo h:)
bo marc podobno w szkole bohaterstwo pisał przez ch. nikt jednak nie pobije mamona, który w zeszycie do religii (klasa pierwsza) konsekwentnie i uparcie kaligrafował chrystusa przez samo h... ale ponieważ szlaczki rysował zacne, wklejał też święte obrazki, nawet ten chrystus przez samo h nie przeszkodził mu w otrzymaniu piątki za zeszyt:) no i kto by pomyślał, że w przyszłości na chleb będzie zarabiał, robiąc korekty...

ps. mamichalska jednak nie przyjeżdża. nie mam już żadnego usprawiedliwienia. muszę uczciwie popracować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz