środa, 21 lipca 2010

po swojemu

to teraz nie jest jednak takie złe... marc pod moją nieobecność zaszedł na poddasze i podlał moją bazylię. (choć, gdy go o to prosiłam, bardzo się opierał, mówiąc, że on tydzień temu nie musiał nawet nigdzie wyjeżdżać, żeby zasuszyć swoją miętę).

brat ornitolog zabrał dziś jedynego chrześniaka filipa na nowego shreka. w tym czasie moja jedyna bratowa zabrała mnie na kawę, w myśl prawa, że nawet, jeśli w domu jest mega świetny ekspres, to baby muszą czasem dychę odżałować i kawę w kawiarni wypić, i pogadać. o facetach też. o facetach przede wszystkim. nawet jeśli nie dojdą (ale to wiadomo od początku), dlaczego faceci pewnych rzeczy nie rozumieją albo pewne rzeczy rozumieją po swojemu.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz