niedziela, 11 lipca 2010

oranżada

wróciliśmy znad jeziora, gdzie cały dzień moczyliśmy swoje tyłki. oprócz tego delektowaliśmy się prawdziwie peerelowskim klimatem, ponieważ można było kupić tam butelkowaną landrynkową oranżadę, a otwieracz wisiał na łańcuchu przed sklepem. butelkę oczywiście trzeba było oddać. udało nam się przy okazji wypożyczyć rower wodny, który skręcał tylko w jedną stronę.
teraz oglądamy mecz. filipu w swojej nowej koszulce kibica. mamon w swojej starej koszulce kultu, na którą syn nakleił własnoręcznie wykonaną flagę faworyta. jest 36 minuta meczu i czekamy na jakąś konkretną akcję hiszpanii. ale póki co nic.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz