wtorek, 12 maja 2009

znieczulenie

mamon dał ciała na całej linii. płonął ze wstydu, ale do błędu się przyznał. i choć karton był spakowany, a on logował się na stronach lokalnego pupu, jedyny etatowy i, jak się znowu okazało, najlepszy szef, nie wyrzucił go na zbite pośladki. a powinien. powiedział, że jak nastolatka, i pojechał po premii. ulga to wielka była dla mamona, który myślami już lądował na bruku, już witał się z bezrobociem... pieniądz w plecy jakoś przeboli, choć ten akurat był na nowe dżinsy...
wieczorem, wciąż rozmyślając nad swą głupotą, mamon pobiegł na róg po ulubione carmi kawowe, ukroił ostatni kawałek własnego tortu i zapalił w oknie papierosa. i gdy poczuł na języku łagodny caffe aromat i posypkę z tortu między zębami, pomyślał, że całe szczęście, że są jeszcze smaki, które na chwilę znieczulają.

ps. na pocieszenie dobry anioł z koziegłów donosi, że w sobotę w poznaniu śpiewa mika!

4 komentarze:

  1. każdemu się zdarza - głowa do góry!
    leelooo

    OdpowiedzUsuń
  2. ech, no bo chciałoby się być ideałem, a się nie jest...
    ale dzięki za wsparcie:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Alinko! Na tym świecie nie ma ideałów ani tym bardziej aniołów:) Wiec nie ma się co przejmować:)

    OdpowiedzUsuń
  4. jak to nie ma..?! anioły muszą być:)

    OdpowiedzUsuń