maria mania awaria edkowa konkubina wyskoczyła wczoraj na scenę w zjawiskowym pióropuszu, z pistoletem w ustach i niedźwiedziem polarnym pod pachą. dawno nikt tak mi nie zaśpiewał, tak "fuck" ładnie nie wymawiał, tak nie emanował wszystkim tym, czego powściągliwemu mamonowi brakuje. w drodze powrotnej nie mogłam nie myśleć o wzwodach, misiach, rosole i wielu jeszcze innych brzydkich rzeczach…
niestety, ponieważ piwa po koncercie było jednak za dużo, głowę mam dziś za ciężką na korekty. obejrzę sobie raczej jakiś film. milk i gomorra odpadają. natomiast lekki diario de una ninfómana, biorąc pod uwagę wczorajsze fantazje, wydaje się być idealny.
niestety, ponieważ piwa po koncercie było jednak za dużo, głowę mam dziś za ciężką na korekty. obejrzę sobie raczej jakiś film. milk i gomorra odpadają. natomiast lekki diario de una ninfómana, biorąc pod uwagę wczorajsze fantazje, wydaje się być idealny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz