piątek, 24 lipca 2009

uwięzione u greka

nasze obiady z halinką stają się tradycją wakacji bez dzieci. tym razem jadłyśmy (podkreślam - jadłyśmy) u greka. to była pierwsza moja mussaka. jak na nowy smak bardzo przyzwoita. choć zdecydowanie wolę ostrzejsze.
przy deserze ściemniło się i lunęło. zostałyśmy uwięzione pod wyjątkowo brzydkim parasolem tyskiego. na dobre dwie godziny. w związku z czym znowu wypaliłam więcej vougów niż powinnam. (cały czas jednak twierdzę, że popalam sobie czysto towarzysko).

ps. wynegocjowałam dwa tygodnie urlopu - jestem wielka! a mój szef nieodwołalnie najlepszy!
ps dwa. teraz jeszcze bardziej nie chce mi się pracować. myślę, co będziemy robić tyle czasu. i jak filipu się ucieszy.

2 komentarze:

  1. Tez bym sobie zapalila, ale rzucilam i to na dobre. A czasem widze, ze ten "gadzet" bardzo by mi sie przydal w niektorych sytuacjach. :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Milenko, teraz powiem coś niepopularnego, ale po co zaraz rzucać na dobre, jeśli potem nie można sobie zapalić nawet towarzysko??;)

    OdpowiedzUsuń